Nie mogła uwierzyć
własnym oczom.
– Ja to pierdolę.
Przechadzała się
wśród drzazg i połamanych desek, które kiedyś były jej domem. Teraz ostały się
tylko szczątki. Kurz i pył, syf i malaria. Podnosiła co większe kąski, by się
im przyjrzeć, szukając kawałków swojego dawnego życia wśród reliktów
przeszłości.
A broken house
– Chociaż jakieś
zdjęcia – marudziła, rzucając za siebie połamane, drewniane elementy. –
Przecież było ich tu pełno...
Jej wzrok
prześlizgnął się po pozostałościach mieszkania i studia fotograficznego, które
znajdywało się tuż pod nim. Wśród odłamków szkła, jakie niegdyś wypełniały olbrzymie
okna, wpuszczając do studia mnóstwo światła, widziała strzępy napisu, rozsypane
dookoła. Kilka wyrwanych z kontekstu pojedynczych liter i odpryski złotej farby
wystarczyły, by przypomniała sobie, w jaki napis się niegdyś układały.
– Sukea, ty dupku
– zawarczała, biorąc się pod boki. – Pewno dawno temu wyniosłeś stąd wszystkie
fotografie.
Usłyszałam, że na
dole otwierają się drzwi. Zerwałam się, zaciskając dłonie na pościeli i
usiadłam wyprostowana na łóżku. Nie spodziewałam się dzisiaj odwiedzin. A jeśli
to jakiś intruz? Nikt poza Kakashim nie wiedział czym jestem, to znaczy, nawet
on tego nie wiedział, ja sama zresztą też, ale oprócz niego nikt nie widział
mnie w tej postaci.
Nadsłuchiwałam
uważnie, a kiedy rozległy się kroki na schodach, zaczęłam warczeć. Szybko się
od tego rozkaszlałam, jako że ludzka krtań nie była przystosowana do wydawania
takich dźwięków. Ciągle jeszcze nie wyzbyłam się przyzwyczajeń, które
praktykowałam przez większość swojego życia, a które jak się okazywało, nie
przystawały przeciętnej dziewczynie.
Zanim się na coś
zdecydowałam, wyczułam znajomy zapach. Przyjemny. Orzeźwiający. Wiedziałam już,
kto krząta się na dole i zrelaksowana opadłam z powrotem na poduszkę,
zamierzając skraść dniu jeszcze trochę snu. Niestety osobnik na dole postanowił
rozbijać się od samego rana, a mój wyczulony słuch już po pięciu minutach miał
dosyć tego rabanu. Złorzecząc pod nosem, pogodziłam się z niewyspaniem i
wyskoczyłam z wyra. Nie całkiem przytomna ruszyłam do drzwi i zdążyłam nawet
opuścić pokój, zanim zorientowałam się, że nic na sobie nie mam. Poczułam
uczucie gorąca na twarzy i sprintem wróciłam do środka, zatrzaskując za sobą
drzwi. Hałas no dole na chwilę ucichł, jakby skonsternowany, a ja uspakajałam
szybko bijące serce, rozglądając się po pokoju za czymś, co mogłam na siebie
włożyć.
Ubieranie. Kolejna
dziwna rzecz, do której musiałam przywyknąć. Na szczęście nie miałam dużego
wyboru. Połowę mojej garderoby stanowiły męskie t-shirty, bojówki i bluzy,
drugą połową była bielizna. Totalnie nie pojmowałam jej przeznaczenia, ale widocznie
było to coś istotnego i osobistego, skoro Kakashi nie chciał pożyczyć mi
swojej. Pamiętam, jak wręczał mi dwa świeżo zakupione damskie komplety.
Wyglądał na przeziębionego, kiedy z wypiekami na buzi mówił, żebym
przymierzyła, bo „kupował na oko”. A kiedy poprosiłam, by pomógł mi z tym
czymś, co nazwał ‘stanikiem’ (noż kurwa w życiu bym sama nie wpadła na to,
gdzie i jak się to zakłada), wystraszyłam się, że dostał wylewu, bo jego twarz
zmieniła kolor na purpurowy. W podobnym kolorze była rzecz, którą wręczył mi
razem z majtkami. To z kolei nazywało się sukienką i ostatecznie rzuciłam mu
tym w twarz, tym razem bez przymierzania, jednak on tego nie zwrócił. Nawet
spierdalając przede mną w podskokach, wciąż się upierał, że „każda kobieta
czasem takie wkłada”. Nie znałam się, odpuściłam, ale do tej pory jej nie
ubrałam. Teraz też wybrałam sfatygowaną koszulkę, w której się topiłam, dzięki
czemu starczyło jedynie wciągnąć na tyłek majtki, by już nie być… Jak to się
mówi? Nago?
Zauważył mnie, gdy
byłam w połowie schodów.
– Hei? Już nie
śpisz? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem?
– Oczywiście, że
to ty mnie obudziłeś. Dobrze wiesz, że z własnej woli nigdy nie wstaję
wcześniej niż po dziesiątej, K…
– Shh! – Uciszył
mnie, kładąc palec na ustach. – Pamiętasz, co ci mówiłem? Tutaj jestem…
– Sukea, pamiętam
– przyznałam niechętnie, patrząc na właściciela studia, które znajdowało się
pod moim mieszkankiem. – Naprawdę nie wiem, po co to wszystko.
– Masz na myśli
przebranie? – zapytał, wskazując na swoją twarz. Rzeczywiście można się było
pokusić o stwierdzenie, że jest ona przebrana. Ekscentryczny makijaż, włosy w
ciemnym kolorze i kontakty, pod którymi skrywał sharingana i ciemnoszare,
bystre oko.
– No. Nie wiem, na
co ci to. Wyglądasz tak… jak nie ty. – Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się z
uwagą. – To niepokojące.
– Ale o to w tym
chodzi! – zawołał, uśmiechając się, jednak szybko spoważniał, widząc, że nie
rozumiem. – Im mniej do siebie jestem podobny, tym lepiej. Nie chcę, żeby mnie
ktoś rozpoznał – tłumaczył mi cierpliwie, ale ja kręciłam głową.
– Nie poznałabym
cię na ulicy, gdybym nie wiedziała, że to ty i wcale mi się to nie podoba. –
Zagryzłam wargę, z niesmakiem mu się przyglądając. – Martwię się, żeby te
przebieranki nie wpłynęły jakoś na twoją orient… psychikę.
– Co robisz? –
Wyglądał na zaskoczonego, gdy odgarnęłam mu z czoła kilka ciemnych kosmyków. –
I od kiedy to znasz takie słowa?
– Tylko się o
ciebie troszczę, nie rób ze mnie potwora. Większego, niż jestem – dodałam po
namyśle. – Jesteś moim przyjacielem.
– Jedynym – dodał
ochoczo, nie bez poczucia jakiejś satysfakcji.
– Dziękuję, że raczyłeś
mi przypomnieć, że nie mam nikogo prócz ciebie.
Another dry month
waiting for the rain
Zamilkłam.
– Ej, daj spokój,
to tylko żarty. – Nagle oberwałam, gdy pod moje żebra wbiły się jego palce.
– Ała – jęknęłam,
rozmasowując bok. – Ty i te twoje dzikie sekretne techniki taijutsu Ukrytej
Wioski Liścia…
– Chyba nie
będziesz się nad sobą użalać?
– Musiałabym się
nazywać H…
– Ej! Tylko bez
nazwisk, mówiłem!
– Powiesz mi, co
ty tu, u diabła, właściwie robisz o tej porze? – zapytałam, zmieniając temat.
Moją uwagę przykuło pudło, do którego mój współlokator coś pakował. –
Wyprowadzasz się? – dopytywałam, zaglądając do otwartego kartonu. Był w nim
stos fotografii. Większość w ramkach. A
wśród nich jedna z moich ulubionych. – No wiesz!? – oburzyłam się, wyciągając
ją. – Co chcesz z tym zrobić?!
– Spokojnie, Hei.
Wynoszę je, żeby zrobić wystawę. No wiesz, musze się promować.
– Głupku!
Wystarczyłoby, że ludzie dowiedzieliby się, kim naprawdę jesteś.
– No właśnie!
Gdyby się dowiedzieli, ocenialiby te zdjęcia przez pryzmat tego, kim jestem. A
nie na tym to polega. Fotografia ma się bronić sama. Autor nie powinien jej
wyręczać.
Patrzyłam na
niego, ściągając brwi. Przez ten czas, gdy mu towarzyszyłam, nawet jako wilk,
sporo się nauczyłam. Na tyle, by trochę poznać się na fotografii i zarazić się
jego pasją. Podkradałam mu nawet jeden z aparatów, który przerobił tak, że
zdjęcia wykonywało się niemal bez użycia rąk! Co znacznie zwiększało pole
manewru fotografa. No i miałam wśród jego kolekcji najbardziej lubiane zdjęcia,
jak te, które teraz przytulałam do siebie, podczas gdy on próbował mi je
odebrać.
– To jest moje!
– Nie bądź
dziecinna.
Próbował odzyskać
fotografię, ale ja nie puszczałam.
– Wal się! Zrób
sobie inne!
– Przecież to
nawet nie jest twoje ulubione! – protestował. – Mówiłaś, że najbardziej podoba
ci się to z burzą. – Wskazał na zdjęcie, na którym uwiecznił piorun uderzający
w ziemię.
– To co. –
Wzruszyłam ramionami. – Nie pozwolę ci tego zabrać.
– Obiecuję, że
oddam. – Nie dostrzegałam kłamstwa w odbarwionych na złoto oczach. – Odniosę w
to samo miejsce, przysięgam.
– No dobra –
burknęłam, pozwalając mu wyłuskać zdjęcie z moich palców. – Niech będzie.
Patrzyłam na niego
z byka, dopóki nie zrozumiał przesłania.
– Wiem. Zniszczysz
mnie, jak nie dotrzymam słowa. – Zabawne, chyba pierwszy raz zauważyłam, że jak
się go nieco podenerwuje, to wygląda tak, jakby ode chciało mu się spać. – A
czy ja ci kiedykolwiek dałem do tego powód? Żebyś mnie niszczyła?
Hei kopnęła ze
złością w szczątki swojego domu i wyprostowała się, patrząc ze wściekłością na
wyrzeźbione w skale wizerunki hokage, jakby ci byli winni tej sytuacji. Zauważyła,
że obok najnowszego z nich zwiesza się rusztowanie, jakby miało lada chwila
powstawać tam kolejne dzieło. Przypomniała sobie słowa tego dzieciaka, Naruto.
O rozporządzeniach, jakie wydał „nowy hokage”.
– Czyli macie
nowego, e? – Mówienie do siebie było czymś, co praktykowała już od jakiegoś
czasu. – Nieważne kim jesteś – wycelowała w kawałek skały obok twarzy Tsunade –
wisisz mi nową chatę, skurczybyku.
Ruszyła z miejsca
wprost do siedziby hokage.
Im dłużej się
zastanawiał, tym większej nabierał pewności, że właśnie tak trzeba postąpić.
Przytaknął tym myślom i wystartował spod bramy, zostawiając Kotetsu i Izumo
samych sobie. Miał złe przeczucia. Musiał dowiedzieć się, kim jest ta dziwna
kobieta, jaką ma za sobą przeszłości, inaczej nie będzie mógł spokojnie zasnąć.
Wskoczył na jeden
z najbliższych, świeżo odbudowanych domów i przeskakując z dachu na dach, biegł
w kierunku, w którym zniknęła czarnowłosa dziewczyna. Szukał jej, rozglądając
się na boki, ale nigdzie nie dostrzegał. Jego chakra wciąż się jeszcze nie
zregenerowała. Nie miał okazji wypocząć
po ostatniej misji. Mimo to rozważał, czy nie użyć Techniki Cienia, żeby
zmaksymalizować efektywność pościgu. Zanim to zrobił, zauważył jednak kogoś,
kto mógł mu pomóc.
– Kiba! – zawołał,
machając do bruneta, któremu jak zwykle towarzyszył duży, biały pies. –
Zaczekaj!
Inuzuka spełnił
jego prośbę i zatrzymał się, wkładając ręce do kieszeni i czekając, aż Naruto
do niego zeskoczy.
– Jak tam? –
zapytał, a jego wierny pies zaszczekał na powitanie. – Nie powinieneś teraz
odpoczywać? Bo znowu padniesz byle gdzie.
– I kto to mówi! –
odparował Naruto, wytykając go paluchem. – Ty przespałeś połowę misji!
– Nie z własnej
woli! – oburzył się Kiba, szczerząc wściekle zęby. – Przypominam ci, że to
twoja przyjaciółeczka naćpała nas jakimś szajsem!
– Nie wycieraj
sobie gęby Sakurą!
– Przecież mówię
prawdę, debilu!
Oboje mierzyli się
spojrzeniami.
– Chcesz czegoś? –
zapytał wreszcie Kiba, ale jego spojrzenie nie złagodniało. – A może
zatrzymałeś mnie tylko po to, żeby wszcząć kłótnie?
– To nie ja
zaczął… Nieważne. – Naruto zrezygnował, wetchnąwszy głęboko. – Posłuchaj, jest
sprawa. Kręci się tu jakaś dziwna kobitka, muszę ją odszukać, żeby dowiedzieć
się więcej i pomyślałem, że…
– Co? Uganiasz się
za jakąś panną? – prychnął Kiba, unosząc brwi.
– To nie tak,
dattebayo! – niecierpliwił się blondyn. – Chodzi o to, że ona jest… Jest…
– Ładna?
– Miałem na myśli:
podejrzana.
– Ale ładna?
– Trudno ocenić,
obejrzałem tylko połowę jej twa… Tak, ładna – przyznał, widząc, że Kiba
obojętnieje. – Teraz mi pomożesz?
– Chodźmy,
Akamaru! – zawołał dziarsko chłopak, klepiąc po łbie wielkiego psa. – Może
znajdziemy twojemu panu jakąś dup…
– Zlituj się,
Kiba! – Naruto zatkał uszy. – Z wiekiem jesteś coraz bardziej nieznośny! A to
mnie wychowali erotomani!
– Widocznie poszło
rykoszetem. – Inuzuka wzruszył ramionami. – Poza tym Kakashi miał wkład w
wychowanie nas wszystkich.
– Ta, on i te jego
pornosy, których nawet nie potrafił przeczytać na głos, żeby nie spalić buraka!
– A, zapomniałem,
że ty się bujałeś jeszcze z autorem tych pornoli.
– Nie masz pojęcia
po jakich miejscach ciągał mnie Jiraya! – załkał Naruto. – Moje dzieciństwo
skończyło się o wiele za szybko!
And I had been
resisting this decay
– Już? – Kiba
podparł się pod boki, patrząc na kolegę z dezaprobatą. – To może zarzucisz jakieś
wskazówki?
– Mam ci zapodać
nutę zapachową? To ty jesteś specjalistą.
– Czyli jak zwykle
zero z ciebie pożytku.
– Po prostu skup
się na zapachu, którego tu nigdy nie czułeś!
– Bardzo
precyzyjnie.
Kiba ruszył
naprzód, a kiedy doszli do skrzyżowania, on i Akamaru bez słowa się
rozdzielili. Naruto przez chwilę wahał się, za kim podążyć, w końcu wybrał
jedyną słuszną opcję numer trzy, która zwiększała zakres poszukiwań i ruszył
dalej sam.
Z ich trójki to
Inuzuka wybrał właściwą drogę. Nie kluczył długo między alejkami. Fakt, że
większość powierzchni nie była zabudowana teraz pomagał. Prześwity między
budynkami i sporo wolnej przestrzeni ułatwiały poszukiwania. Kiba nie musiał
zdawać się wyłącznie na swój nos, mogąc się też swobodnie rozglądać. Ale to
właśnie węch jako pierwszy naprowadził go na właściwy trop. Rzeczywiście poczuł
zapach, nie pasujący do żadnego mieszkańca wioski, którzy dzielili wspólny
klimat. Cząstki terytorium na jakim żyli, osiadały na ich skórze, a ten zapach, który poczuł, był nietutejszy. Kiba
szybko go skojarzył. Był podobny do zapachu Gaary. Tak mógł pachnieć ktoś, kto
przybył z Wioski Piasku. Charakterystyczna woń kurzu, skóry ogorzałej od
słońca, ale… Coś w tym aromacie odstawało od normy. Nie umiał określić, co
dokładnie, ale żadnych trudności nie sprawiało mu podążanie za tą wonią.
Unosiła się przed nim w powietrzu niczym smuga, jakby ten, kto zostawił ten
zapach, właśnie tędy przebiegł. Zadarł głowę i węsząc w powietrzu, ruszył tym
śladem.
Wpierw ją
usłyszał, potem zobaczył. Kopnięcia, bluzgi, trzask łamanego drewna. Wychylił
się ostrożnie zza rogu, obserwując dziewczynę, miotającą się po gruzach jednego
z domostw. Kiedy sprzedała ostatniego kopniaka i mamrocząc coś do siebie,
ruszyła w jego stronę, uskoczył, by z powrotem skryć się za ścianą. Przylgnął
do niej plecami, wstrzymując oddech, czekając, aż nieznajoma go minie. Z
niewiadomych przyczyn budziła w nim strach. Zupełnie jakby widział jakieś
nieoswojone, dzikie zwierzę, hasające na wolności. Po takim należy spodziewać
się ataku, więc już zawczasu lepiej wykonać manewr unikający.
– Długo będziesz
się tam ukrywał?
Kiba zastygł i
przez sekundę rozważał, czy jest sens udawać, że nie wie, do kogo kierowane
jest to pytanie. Najchętniej by zniknął, ale ponieważ nie potrafił takich
sztuczek, wyszedł zza domu i stanął twarzą w twarz z nieznajomą. A raczej z
połówką jej twarzy. Czarne oko zmrużyło się, bacznie mu się przyglądając.
– Inuzuka –
orzekła dziewczyna i opuściła wzdłuż ciała ręce, które wcześniej splotła na
ramionach. – Poznaję… – Teraz z kolei ona powęszyła w powietrzu, co wprawiło
Kibę w konsternację.
– Ej! Co ty
wyprawiasz?! – zapytał wojowniczo, czując, że się rumieni. – Natychmiast przestań!
– Przecież robiłeś
dokładnie to samo.
I thought you'd
do the same
– To co innego! –
protestował Kiba. – Ja tropiłem, a ty…
– Ładnie pachniesz
– oświadczyła nieoczekiwanie Hei i wyszczerzyła zęby w uśmiechu, widząc, że
rumieniec na twarzy chłopaka się pogłębia. – Barrrdzo fajnie. – Zrobiła krok do
przodu, potem drugi. Kiba spanikował i zagwizdał na palcach. Niemal natychmiast
odpowiedziało mu głośne szczeknięcie, a na końcu uliczki, w której się
znajdowali, pojawił się wielki, biały pies z brązowymi łatami na uszach. Hei
się zatrzymała, a pies ruszył. Pęd powietrza szarpał jego uszami, wywijając je
na drugą stronę. Wywalony z paszczy jęzor, powiewał beztrosko na wietrze. Kiba
uśmiechał się zwycięsko, odzyskując pewność siebie. Heivika stała pewnie na nogach,
napinając mięśnie i mierząc wzrokiem nadbiegającego Akamaru. Pies był coraz
bliżej, widziała strużki śliny zwisające z jego pyska, kiedy odbił się od ziemi
i wzbił w powietrze. Przednie łapy uderzyły w pierś dziewczyny, przewracając ją
na ziemię.
– Brawo, Akamaru!
Dobry pie… No nie! Nie tak cię uczyłem!
Kiba skakał nad
swoim pupilem, zagrzewając go do walki i podjudzając, ale Akamaru jedynie
merdał opętańczo ogonem i lizał dziewczynę po twarzy.
– Na Jashina,
dosyć tego! Odwołaj swoją bestię! –
wołała Hei, osłaniając się przed mokrym jęzorem, podczas gdy Akamaru szczekał
radośnie i łapą próbował odgarnąć jej ręce, by znów móc ją oblizywać, a że Hei
zawzięcie się broniła, protestując głośno i pomstując, pies skomlał żałośnie,
budząc śmiech swojego pana.
– Co się tu
wyprawia, dattebayo?! – Nadbiegł Naruto, zaalarmowany gwizdami, szczekaniem i
ogólnym rozgardiaszem.
– Nie wiem. – Kiba
wzruszył ramionami, chichocząc. – Wygląda na to, że Akamaru się wita. Musi ją
znać.
– Czyli nie
kłamała, jest z naszej wioski. – Uzumaki, założył ręce na ramiona, wraz z
Inuzuką przypatrując się zmaganiom dziewczyny i psa. – A ty? Znasz ją?
Kiba znów uniósł
ramiona, tym razem na dłużej zastygł w takiej pozycji, zanim je opuścił.
– Nie pamiętam
jej, chociaż… Jest coś znajomego. W jej zapachu i… Mam wrażenie, że już ją
widziałem, ale…
– Musimy jej się
przyjrzeć. – Naruto nabrał pewności. – Każ psu ją puścić.
– Akamaru! Zostaw!
– zakrzyknął Kiba, a pies popiskując, odstąpił od swojej „zdobyczy”.
– Jasna cholera. –
Dziewczyna usiadła, wycierając buzię w płaszcz. – Zjadł mi twarz... Zjadł mi
twarz? – Spojrzała na chłopaków, oczekując, by zaprzeczyli. Była jeszcze
bardziej potargana, niż przedtem, a bujna grzywa wciąż zasłaniała część jej
twarzy.
– Trudno
powiedzieć – zaśmiał się Kiba. – Jak się wabisz? To znaczy… – Darował sobie
wprowadzanie poprawek, widząc mordercze spojrzenie.
Dziewczyna wstała,
otrzepując pośladki z kurzu. Akamaru się ożywił i znów chciał do niej podejść,
ale warknęła na niego w taki sposób, że pies położył po sobie uszy i się
wycofał.
But this is all I
ever was
– Trzymaj się i
swoich kumpli z daleka ode mnie, Kiba. –
Oblizała usta i rzuciła mu uśmiech, od którego Inuzuka znów się speszył.
– Dobrze radzę.
Odwróciła się w
swoją stronę, odchodząc.
– Musimy iść za
nią, muszę…
Kiba złapał Naruto
za ramię.
– Słyszałeś, co
powiedziała – rzekł sucho, przytrzymując Naruto.
– No co ty, Kiba,
oczadziałeś? – Naruto próbował się wyrwać, ale brunet trzymał go mocno za
pomarańczowy sweterek. – Jakaś laska, której nawet nie znasz, powiedziała jedno
słowo, a ty będziesz jej słuchał?
– Ma jakiś dar
przekonywania – przyznał chłopak.
– I… I co?
Pozwolimy jej odejść? – Naruto nie nadążał za tokiem rozumowania kolegi.
– Idiota –
wetchnął Kiba, odsłaniając w uśmiechu kły. – Przecież powiedziała, żeby się
trzymać z daleka, nie? I tak zrobimy.
– Naprawdę
odpuszczamy? – Uzumaki wciąż nic nie kminił.
– Czy ty wiesz o
tropieniu czy śledzeniu kogoś cokolwiek? – zniecierpliwi się Inuzuka. – To oczywiste,
że musimy zachować dystans!
– Aha! – Twarz
Naruto rozjaśnił uśmiech. – Czyli nie odpuszczamy? – upewniał się, mrużąc
podejrzliwie oczy.
– Nie ma mowy.
Dziewczyna jest wart zachodu. – Kiba przyjął pozycję kombinatora – łokcie
przylegające do ciała, dłonie uniesione na wysokość mostka, stykające się ze
sobą bezustannie czubki palców. – Całkiem ładna, tak jak mówiłeś.
– Co?! Skąd możesz
to wiedzieć, przecież nawet… – pieklił się Uzumaki, ale Kiba nie przejmując się
jego gadką, wszedł mu w słowo.
– Skoro Akamaru ją
zaaprobował…– wytłumaczył.
– Polegasz na jego
guście?! To tylko pies!
– Nie lekceważ
Akamaru – warknął Kiba, robiąc wściekłą minę i szarpnął Naruto za ubranie,
zmuszając blondyna, by szedł za nim.
Maszerowała przed
siebie w kierunku świeżo odbudowanej siedziby Hokage, coraz bardziej zdenerwowana.
Nie dość, że sytuacja zmusiła ją do powrotu, a jej dom był zniszczony, to
jeszcze jakieś dzieciaki miały z niej ubaw. No, nie jakieś. Wiedziała,
kim są, chociaż oni nie mogli jej pamiętać. Może widzieli ją nie raz, ale nie
mieli pojęcia, na co patrzyli. Była pewna rzecz, bardzo charakterystyczna…
Gdyby Hei pozwoliła im ją zobaczyć, może coś by skojarzyli, zwłaszcza Inuzuka,
ale póki co nie widziała potrzeby, żeby się odsłaniać. Za to potrzebowała kogoś
zdrowo opierdolić, choćby tylko po to, żeby się poczuć lepiej. Chociaż jakiś
powód czy dwa też się znajdzie. Od czegoś musi zacząć, by nie wyjść tak całkiem
na jędzę.
A zresztą, pomyślała,
stojąc przed budynkiem i ściągając z siebie przybrudzony płaszcz, co mnie
teraz jebie opinia innych na mój temat. Nie ma tu nikogo, na kim by mi
zależało, by miał o mnie dobre zdanie. Mimo to wygładziła czarny
podkoszulek i poprawiła wiązanie kucyka (co kompletnie niczego nie zmieniło),
zanim przekroczyła próg siedziby.
Wszystko było
nowe, ale wyglądało znajomo. Nie jakoś szczególnie, Hei nie spędziła w ścianach
tej budowli specjalnie wiele chwil, ale architektura, mimo że zrekonstruowana,
była niemal identyczna. Ktoś się postarał.
Ruszyła żwawo po
schodach, podciągając czerwone, sięgające za kolana spodnie, wykończone
ściągaczami. Dokoła panowała cisza. Hei stąpała po schodach ostrożnie, niemalże
na palcach, przyzwyczajona do zachowywania czujności zwłaszcza w takim miejscu,
jak to. Przywodziło na myśl wspomnienia i dziewczyna niemal bezwiednie
przeczesywała palcami długą grzywkę, naciągając włosy na twarz. Kiedy usłyszała
jakiś hałas, instynktownie skuliła się w sobie, węsząc i nadsłuchując. Wyczuła
zapach kobiety krzątającej się na piętrze. Ostrożnie pokonała kilka ostatnich
stopni i wychyliła się zza ściany, akurat na czas, by zobaczyć jak szczupła
brunetka puka do drzwi, za którymi znajdował się gabinet hokage.
– Jeszcze to –
odezwała się kobieta i weszła do gabinetu z naręczem piętrzących się wysoko
dokumentów.
– Weźże się
zlituj, Shizune. – Męski głos. Słysząc go, Hei zesztywniała. Był znajomy dużo
bardziej niż wszystko, na co się do tej pory natknęła. Ale to nie było możliwe.
– Nie wyjdę stąd do rana.
– Przykro mi. – W
głosie kobiety nie było słychać współczucia. – Ktoś się musi z tym uporać. W
razie czego będę u siebie.
– Czyli w domu. –
Pochmurny, znudzony, zmęczony, seksowny głos. – A ja tu sczeznę.
– Baw się dobrze.
– Kobieta wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Oddaliła się, a kiedy znikła Hei z
oczu, ta prędko wyskoczyła zza ściany i szybko przemaszerowała pod drzwi.
Zastanawiała się, czy zapukać, w końcu jednak chwyciła za klamkę i nacisnęła
ją, czując narastające napięcie.
– Jeśli to kolejna
porcja papierzysk – Kakashi przybijał pieczątkę za pieczątką, odginając kolejne
rogi kolejnych urzędowych pism – to lepiej, żeby…
– Kurwa, no nie –
weszła mu w słowo Hei, dając popis elokwencji, a Hatake zamarł z pieczęcią w
powietrzu. Powoli podniósł głowę. – No po prostu: kurwa, no nie.
Po tym
enigmatycznym oświadczeniu zapadła cisza. Na długie, długie chwile, podczas
których oboje jedynie gapili się na siebie.
– Ty? – Hei
wreszcie otrząsnęła się z letargu. – Hokage?
And this is all
you came across those years ago
Kakashi, który do
tej pory sprawiał wrażenie wstrząśniętego, oderwał od niej wzrok i opuścił rękę
z pieczęcią, powracając do stawiania stempli.
– Serio? – nie
ustępowała dziewczyna. – Chcesz mi powiedzieć, że teraz siedzisz za biurkiem i
walczysz z biurokracją? – Ostatnie słowa nasyciła ironią, ale Kakashi tylko odchrząknął,
nie przerywając pracy. Hei czekała na odpowiedź, ale najwyraźniej mężczyzna
postanowił ją ignorować, co bardzo szybko przestało jej się podobać.
– Mówię do ciebie!
Przestań się zachowywać, jakby mnie tu nie było! – podniosła głos i uderzyła
otwartą dłonią w biurko, prawie trafiając w spoczywającą na blacie rękę
Kakashiego. Kilka górnych warstw ze stosów papieru wzbiło się w powietrze i
sfrunęło na podłogę. To też nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, więc Hei
zmieniła taktykę. – Sam dobrze wiesz, że to nie jest twoje miejsce – szepnęła.
– Ty się nie nadajesz do…
Hatake z hukiem
odstawił pieczęć i powoli wstał, opierając dłonie na biurku i podnosząc głowę,
by spojrzeć na Hei.
Now you go too
far
– Co ty sobie
wyobrażasz? – wycedził i chociaż ekspresja jego twarzy miała do dyspozycji
tylko jedno oko, odzwierciedlona w nim złość starczyła, by Heivika odstąpiła o
krok. – Masz czelność pojawiać się tutaj… po tylu latach… i mówić mi, co
powinienem robić, a czego nie?
Mierzyli się
wzrokiem. Hei zagryzała dolną wargę i zaciskała pieści, Hatake natomiast
wyglądał, jakby siłą się powstrzymywał przed odsłonięciem sharingana i
zastosowaniem jednej z paskudniejszych technik, zapisanych na swoim twardym
dysku.
– Myślałby kto, że
ucieszysz się ze spotkania włas…
– Nawet nie
zaczynaj – przerwał jej Kakashi. – Nawet, do cholery, nie próbuj grać na moich
uczuciach. Nie masz pojęcia… Nie masz najmniejszego pojęcia… – urwał,
oddychając coraz szybciej. Nie nawykł do okazywania złości. Zazwyczaj skrywał
emocje, zazwyczaj po prostu nie dawał wyprowadzać się z równowagi, ale teraz… Wszystkiego
by się spodziewał, ale nie jej.
– Rozumiem, co…
– Nic nie
rozumiesz. – Był wściekły. I nie był w stanie tego ukryć tak dobrze, jak
zwykle. – Znikłaś, ot tak. Myślałem, że nie żyjesz. Przez te wszystkie lata,
dopóki… – zawiesił głos, patrząc na nią rozczarowaniem.
– Dopóki co? –
zapytała, gdy cisza się wydłużyła. Wzrok odwróciła już wcześniej.
– Dopóki go nie
spotkałem.
Hei zrobiła
skupioną minę, jakby zastanawiała się, o kim mowa.
– Tylko nie
udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi – żachnął się Kakashi i wychylił zza biurka,
po czym niezwykle zwinnie przez nie przeskoczył tylko po to, by pociągnąć Hei
za wysokiego kucyka, co pozornie mogło stanowić jedynie gówniarską zaczepkę,
ale oboje wiedzieli, że ma to inne znaczenie.
– Nie powiesz mi,
że tylko po tym… – Hei zmrużyła oczy, podnosząc wzrok na twarz Kakashiego,
który znów nie pozwolił jej dokończyć.
– Oczywiście, że
nie tylko – odpowiedział i odgarnął długą grzywkę Hei, zakładając ją za ucho
dziewczyny. Przyglądał jej się chwilę, zanim wznowił. – Kiedy zobaczyłem to na
jego gębie, pomyślałem, że to niemożliwe. Potem, że to on musiał cię zabić. A
potem przypomniałem sobie, jak się czesałaś. – Szare oko zwęziło się, gdy
Hatake pochylił się, przyglądając się badawczo dotąd zasłoniętej części jej twarzy. – No i przyszło mi do głowy coś
niedorzecznego. Czy to możliwe, że komuś to – wskazał na część jej
twarzy palcem – oddałaś? Czy to dlatego on tak mi cię przypominał? Czy jemu też
to zrobiłaś?
– Niby co, do
chuja? – Głos Hei brzmiał chrapliwie, a wulgaryzm zdawał się tam wkomponowany
na siłę, jakby miał wzmocnić wypowiedź, utrzymać ją w pozorach nonszalancji.
Kakashi jeszcze
bardziej zmrużył oko.
– Zostawiasz po
sobie piętno wszędzie, gdzie się pojawisz. – Zahaczył palcem o swoją maskę i
naciągnął materiał. – Mi też została po tobie pamiątka.
Don't tell me
that I've changed
because that's not the truth
– Ach. – Hei nagle
uśmiechnęła się o wiele pewniej. – Faktycznie, dalej to nosisz, hehe. Myślałam,
że to tylko takie wygłupy.
– Myślisz, że ja
się lubię wygłupiać? – Hatake patrzył na Heivikę groźnie.
– Myślę, że twoje
poczucie humoru zawsze było niebezpieczne.
Kulturalnie się odwrócił. Ninkeny milczały.
– Chyba już wiem, dlaczego przyszliśmy rozstrzygnąć ten zakład w środku
lasu – odezwał się w końcu Uhei, kładąc po sobie uszy.
– Racja. Nie chcemy, żeby ktoś w Wiosce wiedział.
– Ale ty nie wyglądasz na zaskoczonego – Urushi jak zwykle był niechętnie
nastawiony – co, Kakashi?
– Wygląda na zawstydzonego – szczeknął Shiba.
– Ale… – Akino zbliżył się do mnie. – Jak to?
Reszta psów też ostrożnie podchodziła, węsząc w powietrzu.
– Dziewczynka?
– A gdzie wilk?
– Czy to ty nim byłaś?
– Jak to możliwe?
Prychnęłam, nie odpowiedziałam. Ręce założyłam na klatce piersiowej,
osłaniając jeszcze niedojrzałe piersi. Zauważyłam, że moje długie włosy są
brudne i skołtunione, chociaż przecież nie tak dawno kąpałam się w rzece.
– Dajcie spokój. – Kakashi jako jedyny stał do mnie tyłem. Z zakłopotaniem
zrzucił kamizelkę chunina i ściągnął czarną koszulkę. – Proszę, włóż to na
siebie. – Odwrócił się, osłaniając dłonią oczy i rzucił przed siebie ubranie.
– Close enough – Głos Pakkuna brzmiał jak odpowiednik psiego facepalmu.
Kakashi podejrzał przez palce, jak się ma sytuacja. Jego koszulka nie
wylądowała nawet w pobliżu mnie.
– Ups. Wybacz – mruknął.
– Kim ona jest, Kakashi? – Urushi jako jedyny nie przejawiał
zainteresowania, lecz nieufność. Wciąż świetnie wyczuwałam emocje, chociaż
teraz stałam na dwóch nogach.
– Jestem wilczycą! – zdenerwowałam się na niego, przytupując nogą. – Nie
myśl, że jak tak wyglądam, to nie mogę cię kopnąć, ty wstrętny…
– Hei, ubierz się – poprosił Kakashi.
– Bo co?
– Bo chłopcom w moim wieku nie wypada oglądać swoich koleżanek nago.
– Nago?
– No, bez ubrań.
Wzruszyłam ramionami.
– Nic nie rozumiem. Bolą cię od tego oczy?
Kakashi jęknął.
– No dobra, niech ci będzie.
Podniosłam z ziemi czarną koszulkę i włożyłam ją przez głowę. Następne
minuty męczyłam się z rękawami, które były na lewej stronie.
– Rrrrany! Kto wymyśla coś takiego! – wściekałam się, nie umiejąc sobie
poradzić. – Przecież można z tym oszaleć!
Hatake opuścił dłoń i teraz z rozbawieniem przyglądał się moim wysiłkom.
– Zaczekaj, pomogę ci – zlitował się w końcu i podszedł do mnie, następnie
ostrożnie wywinął materiał, pomagając mi przełożyć ręce.
Careful hands
– Nie było tak
źle, jak na pierwszy raz – pocieszył mnie, uśmiechając się pokrzepiająco. –
Dałaś radę.
Prychnęłam i
odwróciłam się napięcie, krzyżując ręce na ramionach.
– Mogłam po prostu z powrotem się zmienić i…
– Nie, nie mogłabyś. Ostatnim razem, jak przybrałaś ludzką postać, nie
mogłaś wskoczyć w wilczą skórę przez następne kilka godzin – przypomniał mi
Kakashi. – Ale nie szkodzi. Wracajmy. Zobaczysz świat z innej perspektywy.
Kiedy znaleźliśmy się wśród ludzi, poczułam się bardzo nieswojo. W koszulce
Kakashiego wyglądałam jak w krótkiej sukience i nie wyróżniałam się na tle
innych, umorusanych i potarganych dzieci Wioski Liścia. Mimo to wciąż
zaczesywałam palcami włosy na twarz, jakbym chciała się pod nimi ukryć.
– Przestań, co ty robisz? – Kakashi zerkał na mnie, marszcząc brwi.. –
Zostaw te włosy! – W końcu mnie powstrzymał, łapiąc za przegub.
As I hold you for
the last time in this life
– No bo ludzie tak dziwnie patrzą… – narzekałam. – To przez te moje oczy… –
Nerwowo zasłaniałam grzywką jeno z nich.
– Zwariowałaś? – Kakashi zatrzymał się raptownie, a że dalej trzymał mnie
za nadgarstek, też to zrobiłam. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wstydzisz
się swoich oczu?
Spuściłam wzrok, przyglądając się fakturze drogi, po której szliśmy, jakbym
znalazła swoje powołanie. Kakashi ujął mnie za podbródek i uniósł go. Grzywka
zsunęła się, odsłaniając twarz.
– Masz piękne oczy – rzekł poważnie. Jego szare spojrzenie było przenikliwe
i ciepłe. – Dlatego ludzie będą na nie patrzeć. Nie ma w tym nic złego.
– Łatwo ci mówić – bąknęłam, znów zarzucając włosy na buzię. Kakashi
westchnął i zatrzymał się przy pierwszym stoisku z ubraniami, jakie mijaliśmy.
Przez chwilę buszował po wieszakach, aż w końcu znalazł rzecz, której szukał i
zniknął, by ją przymierzyć. Kiedy się znów pojawił, pod kamizelką miał czarny
bezrękawnik z wysokim kominem, który zasłaniał pół jego twarzy.
– Będzie ci raźniej, jak będę chodził w czymś takim? – zapytał, rozkładając
ramiona, żeby dobrze się zaprezentować.
– Głupol! – zawołałam i zaczęłam chichotać, a Kakashi zapłacił za ciuch.
– Zwiąż włosy – poprosił, podając mi zestaw gumek, które kazał sobie
doliczyć do zakupu. – No już! Albo będę chodził w tej masce cały czas.
Co prawda wzięłam od niego gumki, ale po kilku sekundach było wiadomo, że
za cholerę nie mam pojęcia, co z nimi zrobić.
– Serio? – Kakashi westchnął cierpiętniczo, zabrał mi je i wciągnął jedną z
nich na swój na nadgarstek. – Odwróć się – polecił.
Nie był szczególnie wysoki jak na swój wiek, ale byłam od niego młodsza
kilka lat, więc nie musiałam nawet przykucać, by Kakashi swobodnie, choć
niezdarnie, zebrał część włosów w wysoki kuc i związał go na czubku mojej
głowy.
– Gotowe! – oświadczył dumnie, choć część niesfornych kosmyków natychmiast wymykała
się spod wiązania, osuwając swobodnie na plecy, a nieujarzmiona grzywka dalej
opadła na moje niebieskie oko.
– Może by ją spiąć? – Chłopak odwrócił się do sprzedawczyni, która
rozwiązywała na ladzie krzyżówkę, nie zwracając na nas uwagi. – Ma pani jakieś
spin…
– Nie! Nie chcę! – pisnęłam – złapałam Hatake za rękę i odciągnęłam go od
stoiska. – Wystarczy na dzisiaj, OK?
– Skoro tak… – Kakashi poprawił maskę i założył ręce na ramiona. – Nigdy jej
nie zdejmę – oznajmił śmiertelnie poważnym tonem.
– Jesteś głupi! – zbulwersowałam się, ściągają ciemne brwi. – Tobie to nie
jest potrzebne!
– A tobie jest? Zresztą… – zamyślił się chłopak. – Wiesz, mam tu takie
znamię – dotknął przez maskę miejsca poniżej kącika ust – i go nie lubię.
– Nie no, ty naprawdę jesteś nienormalny! – Postukałam się palcem w czoło.
– Słyszałam, jak jakieś dziewczyny mówiły, że to… urocze! – przypomniałam sobie
słowo, jakim określiły Kakashiego. – I że chciałyby mieć takiego chłopaka!
Kakashi wzruszył ramionami.
– A ty? – spytał.
– Co ja?
– Chciałabyś mieć takiego chłopaka?
This life I tried so hard to give to you
Wspomnienie zafalowało, płynnie przechodząc w następne. Byłam wtedy
starsza, ale wciąż niepewna swojego wieku, jako że wilcze lata płynęły
szybciej, a ja więcej czasu spędzałam na czterech łapach, rosłam szybciej i
szybciej dojrzewałam, zadając sobie i światu coraz więcej pytań o sens
istnienia.
– Tak cię to dręczy? – dopytywał Hatake, z którym podzieliłam się swoimi
obawami. Wtedy chyba pierwszy raz w życiu zdałam sobie sprawę z tego, że nie
mam żadnej tożsamości.
Taka była prawda. Nawet nie wiedziałam, jak się nazywam. Nie miałam
imienia, ojca, ani matki. Pochodziłam z Nikąd. Nie wiedziałam, czy byłam taka
od zawsze. I nie wiedziałam kim chcę, kim mogłabym być. Kim będę. Kiedy wsłuchiwałam
się w siebie, słyszałam tylko nieustające powarkiwania. Niezrozumiałe i
gniewne. Więc się gniewałam. Coraz częściej. Czasem bez powodu. To była jedyna
kotwica, jaką znalazłam. Dlatego postanowiłam, że będę się jej trzymać. Nawet
jeśli miałam zaryć z nią o dno, jeśli to będzie konieczne, jeśli będzie
prawdziwe, to czemu nie.
To chyba wtedy
przyszło mi na myśl, że powinnam odejść.
– Jesteś Hei – odpowiedział twardo Hatake na moje wątpliwości. – Tak masz
na imię: Heivika.
– To ty mi nadałeś to imię! – zagrzmiałam. – Nazwałeś mnie. Jak jakieś
zwierzątko!
Kakashi skrzywił się, z tego co mogłam wywnioskować z jego zakamuflowanego
oblicza.
– Przypominam, że przez długi czas byłem święcie przekonany, że tym właśnie
jesteś. I wierz mi, że jestem dumny z tego, że mogłem dać imię wilczycy –
oświadczył i nie spuszczając ze mnie wzroku, zaproponował: – Ale jeśli to za
mało… Mogę dać ci też swoje nazwisko.
What would you
have me do?
Na moment przestałam czuć tą rozrastającą się jak rak złość na cały świat..
– Co?
Uśmiech odbił się w oku Kakashiego.
– No. – Gniew powrócił, gdy usłyszałam kontynuację propozycji: – Inuzuka
też tak robią. Ich pupile należą do klanu.
Your words are
empty as the bed we made
– Ty durniu! Więc jestem dla ciebie tylko pupilem?!
– Oczywiście, że nie. – Rzeczowy ton Hatake powstrzymał mnie, nim sięgnęłam
po coś, czym mogłabym w niego rzucić. Nagle zauważyłam, że mężczyzna ingeruje w
moją przestrzeń osobistą, a bardzo tego nie lubiłam. Zwykle dbałam o dystans i
utrzymywałam go między sobą a innymi bardzo pieczołowicie, ale teraz nie
reagowałam. Maska Kakashiego była na wyciągnięcie mojej ręki. Zdałam sobie
sprawę, że niemal zapomniałam, jak wygląda jego twarz. Najpierw pozbyłam się
opaski, którą nosił krzywo od jakiegoś czasu, bo teraz on też ukrywał jedno ze
swoich oczu. Zerwałam ją, odsłaniając przeciętą blizną powiekę, pod którą spał
sharingan.
Is there another
way?
– Strach się bać,
czym jeszcze będziesz chciał zasłonić swoją twarz – wyraziła swoją obawę Hei,
na moment zaciskając powieki, chcąc pozbyć się obrazów, jakie wypełniały jej
głowę, ale kiedy otworzyła oczy, on wciąż był blisko. Jak w jej wspomnieniu.
Ale epatował zupełnie innymi emocjami.
– I kto to mówi.
Nie przeszkadza ci ta grzywka? – Hatake strzepnął kosmyki, które sam przed
chwilą uporządkował i długa ciemna grzywa znów zasłoniła twarz Hei.
– O mnie się nie
martw. To ciebie za chwilę nie będzie widać – odpyskowała, zdmuchując włosy,
które łaskotały ją po nosie.
– Nie będę się z
tobą kłócić, w końcu znasz się na zamaskowanych mężczyznach.
– O co ci chodzi?
– Jeszcze pytasz?
– No co? Mam jakiś fetysz z maskami?
– Nie wiem. A
masz?
– O czym ty ze mną
rozmawiasz?
– O Tobim.
– A, te suki.
Znaczy: Akatsuki – parsknęła śmiechem na myśl o sobie i Tobim w jakiejś
niecodziennej sytuacji. – Tak, wiem co to za jeden, ale to nie znaczy, że…
– Zanim spróbujesz
mnie okłamać, przypominam – wiem, że się zadawałaś z Deidarą.
– I to według
ciebie o wszystkim przesądza? Jestem zdrajcą, tak? Tak myślisz?
– Nie wiem, co mam
sobie myśleć! Nie mam pojęcia co się z tobą działo! Tyle lat! Nie wiem już, kim jesteś!
Czuła na twarzy
gorący oddech Kakashiego, którego nie powstrzymała maska.
– Skończyłeś?
Where I used to
end was where you start
Nie odpowiedział.
Wrócił za biurko, usiadł, oparł łokcie o blat, splótł palce, dopiero wtedy znów
na nią spojrzał.
– Wniosę o to, by
cię przesłuchano. Udasz się do Wydziału Informacyjnego dobrowolnie, czy…
– Chyba cię
pogwizdało – prychnęła Hei i wyszła, ostentacyjnie trzaskając za sobą drzwiami.
– Czyli siłą. –
Kakashi westchnął ciężko, szukając swojej pieczątki.
Nie minęło kilka
sekund, a drzwi się znów otworzyły.
– Co znowu,
wszechmogący bo…
Do gabinetu wpadł
wrzeszczący w niebogłosy Naruto.
– Mistrzu Kakashi!
– Blondyn wytykał Hatake palcem, wyraźnie nie mogąc zapanować nad
podekscytowaniem. – Czy mi się wydawało, czy słyszałem JAK PAN PODNOSI GŁOS?!
Kakashi
odwzajemniał jego natarczywe spojrzenie bez entuzjazmu. Chrząknął na swoje
usprawiedliwienie.
– Nie zaprzecza
pan! Czyli pan krzyczał, ja cię! Nigdy wcześniej nie słyszałem, haha. Myślałem
że mistrz tego nie umie. – Naruto zatarł ręce, patrząc chytrze na Kakashiego. –
Może pan zrobić to jeszcze raz? Bardzo ładnie proszę!
Powieka Kakashiego
drgnęła, ale mężczyzna zachował milczenie.
– Ty kretynie –
zbeształ kolegę Kiba, stojąc w drzwiach. – Jakby to było teraz najważniejsze.
– No co, nie
powiesz mi, że to nie jest wydarzenie! – zaperzył się Uzumaki, ale zaraz przyznał
przyjacielowi rację: – W sumie to tak, mam inne pytanie, mistrzu Kakashi. –
Głos blondyna nagle zabrzmiał dużo dojrzalej. – Kim była ta kobieta? Kiedy otworzyły się drzwi…
Prawie rąbnęła nas
nimi, dattebayo! Kiba złapał mnie za ramię, żeby wciągnąć za róg, zza którego
wyglądaliśmy, ale wtedy pojawiła się ona i zamarliśmy. Była zwrócona do nas
bokiem, kiedy trzasnęła drzwiami, a pęd powietrza rozwiał jej włosy,
odsłaniając twarz.
And now I see
your eyes move too fast
I to, co miała na niej.
– Mogę dać sobie
dać obciąć rękę, że to te samo ustrojstwo, które nosił na oku Deidara! –
podniecał się chłopak, bijąc się pięścią w pierś. – Przysięgam, że to ta sama
rzecz! Nie wiem dokładnie co to, ale...
– To wysokiej
rozdzielczości aparat o zmiennej ogniskowej, specjalnie przystosowany do
radzenia sobie w trudnych warunkach i słabym oświetleniu.
Naruto zamrugał
kilka razy powiekami. Zerknął na Kibę, ale ten też nie miał mądrej miny.
– Że co?
Kakashi wyglądał
na zmęczonego i nieskłonnego do szczegółowych wyjaśnień.
– To mój aparat.
– Że co?! –
powtórzył Naruto. – No ale jak to... To co w takim razie… A ta kobieta?!
– To moja żona.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ALE RYKŁAM !!!!!!!!!!!!! HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA :d:d:d:d:d:d
OdpowiedzUsuńDobra, już na poważnie. Wiem już więcej, na temat czasu, na temat samej Hei, na temat pana Kaszalota. I Darka. Ale może pokolei.
OdpowiedzUsuńCo mi się podobało:
- opis odczuć Hei w stosunku do ciuchów. Dobre to rozegrane, jak jakby od szczegółu, do ogółu i znowu do szczegółu, cały chapter taki fajny. No na pewno wilczyca nie lubiłaby czegoś, co krępowało by jej ciało. jak sie okaże że całe życie cały początek życia była zwierzęciem, to na pewno wlazło, bo wlazło to z ciuchami.
- foty. jak można zajmować się prowadzeniem kwiaciarni a jednocześnie wpierdalać się ludziom w duszą w ciało, to można być i fotografem. z początku nie idzie sie skapnąć co jedno ma do drugiego, ale jak padło zdanie o deidarze i jego twarzy to dla mnie już wszystko było jasne. dobre to i dobre to. fajnie że sie do tego przyczepiłaś bo ja jestem fanką wyjaśniania niewyjaśnionych rzeczy właśnie jak np darka ryjok. :D jeszcze przyczep sie do jego ust i jego bycia najlepszym kochankiem ... <;
- KakaHei. <3 Shippuję, bardziej niż Heidan. nie wiem, czy wiesz już co na prawde kakashi ma pod maską i czy wiesz jak sie kończy nała saga, ale no. nie chce ci spojelrować, powiem, tylko że wlazło.
- Kiba i Naruto. ta scena najbardziej z tego rozdziału mi sie podoba. nie wiem jeszcze, skad hei ich zna i w jakich okolicznościach ich poznała, ale mam nadzieje że sie szybko dowiem.
wciepa na sakurwę!!! :D:D:D:D kiba, high five! :D
no i końcówka! korwa, nie powiem, że sie po częsci tego nie domyślałam, bo sie domyślałam, bo chyba o tym gdzieś przebaknęłaś, ale fajnie że na tym skończyłaś. chce dalej! ja zawsze chce dalej, ale mam odczucie, że takie zakończenie każdego przyciągnie!! :D
A no i te flashbacki. nie rozrywają fabuły, pasują. ten pierwszy jest bardziej zrozumiały niż drugi, chociaz fajnie też że odnoszą się jakby do jednego wątku. :) nie ma takiej rozlazłości, zwięzłe to jest. :)
OdpowiedzUsuń"jaką ma za sobą przeszłości"
OdpowiedzUsuń"Ć" słońce
"Na Jashina, dosyć tego! Odwołaj swoją bestię! – "
Hyhy, zabrzmiało jakoś bezbronnie. Wgl scena urocza jest bardzo.
"Po prostu kurwa no nie?"
^^
Ale wgl to ja mam w następnym rozdziale na towie podobną scenę, tez biurko Hokage i Ivrella waląca łapką w blat :D Tylko u innego hokage i z innego powodu.
" jakby siłą się powstrzymywał przed odsłonięciem sharingana i zastosowaniem jednej z paskudniejszych technik, zapisanych na swoim twardym dysku"
Ey dobre!
Zniknęłaś <--- jakby bardziej, niż znikłaś. Znaczy niby nie że błąd ale dziwnie.
Ale ja nie wiem o kogo chodzi! Kurwa!
A ciągnięcie ją za kuca to jakiś substytut ciągnięcia za wilczy ogon? O.o
Że zasłania ryj bo oddała komuś oko, ale komu?
"Nic nie rozumiem. Bolą cię od tego oczy?"
Oł kuźwa! Hehehe. Dobre dobre.
ouu, how sweet, to oni byli parą? Dziwną... ale parą? A Hatake próbował jej się oświadczyć z tą gadką o nazwisku?
A nie emanował zamiast epatował?
O kurwa! Czyli jednak! Że Żona! O jaaa! O kurwa! O japierdolę! Ej no w pytkę zrobiłaś to zakończenie!
No dobry rozdział, akcja niezła, płynna, logiczna, zaskakująca. Wiesz co llllubię ^^
Teraz nadrabiam tutaj ;)
OdpowiedzUsuńKurczę... coś podejrzewałam, że ich łączy i jestem pozytywnie zaskoczona, że jest to jednak ŻONA :P Bo podejrzewałam siostrę, przyrodnią siostrę albo... coś podobnego ;)
Kakashi krzyczący... nie powiem również sprawiło mi to frajdę, prawie zareagowałam tak jak Naturo :D
Kolejne "narkotyczne" opowiadanie, które mnie wciągnęło <3 <3 :*
Dobra. Dobra. Wstałam. Wstałam. Już nie leże i nie czytam po raz 50 ostatniego zdania. Tak już wszystko dobrze. Tak. No.
OdpowiedzUsuńA tak poza moim szokiem to jak widzę ktoś ci już wypisał błędy, więc przejdziemy od razu do miłej części.
"Kurwa, no nie". Kocham. Ten tekst jest od teraz mój i będę się nim posługiwać w rozmowach.
Mały, przyzwoity Kakashi i nic nie ogarniająca mała Hei byli świetni. Uśmiałam się z nich.
Skoro zrobiłaś z Kaszalota fotografa i wspomniałaś o pieprzyku to wnioskuję, że widziałaś tą mangę w której odkrywa twarz. I wiesz co, podoba mi się to jak wyjaśniłas powód dla którego nosi maskę.
Nie dziwię się, że się na nią wydarł. Była jego żoną i go zostawiła nie mówiąc nic i myślał, że nie żyje. Też bym się wydarła.
Scena Kotetsu i Izumy też była fajna.
Czy mi się coś w tym rozdziale nie podobało? Chyba nie. Ogólnie jedynie jestem zdziwiona, że Hei nie przywaliła Hatake. Jakoś tak wnioskowałam po prologu, że spróbuje go jakoś uszkodzić. Heh, tym większe moje zdziwienie tą żoną. Cóż. Ogólnie coś mi mówi, że ten komentarz jest bez ładu ani składu. Ale wierze, że coś tam z niego wywnioskujesz.
Podsumowując: Przyczepiam się i łatwo się mnie nie pozbędziesz.
To ja tu dzisiaj se miejsconko zaklepuje. Dzisiaj będę dojeżdżać tego bloga. Przed snem! Za wszelkie koszmary jesteś odpowiedzialna ty, Wilczy :)
OdpowiedzUsuńHeeey :D Jestem nowym fanem tego bloga i będzie mi bardzo przykro jak się nie pojawi już żaden rozdział :( Blog zapowiada się naprawdę ale to naprawdę bardzo fajnie nie mowiac że zajebiście.Wiec do roboty i pisz nowy rodzial bo twoi fajni czekaja :D
OdpowiedzUsuń;) cieszy się wilcze serce. Ciag dalszy nadciaga :D
OdpowiedzUsuńSuuuuuper :D Kakashi to moja ulubiona postać , mało fajnych blogów jest o nim , albo niektóre zawieszone , wiec liczymy na Ciebie :D
Usuń