Fate
whispered to the wolf: “You can not withstand the storm.”
And the wolf
whisperd back: “Storm is in my pack.”
Co on sobie
wyobrażał? Że wytoczy jej jakieś oficjalne… Przecież nic nie zrobiła. Owszem,
odeszła z wioski, ale niby od kiedy to było zabronione. Jest wolnym
człowiekiem, mimo wszystko. Jeśli myśli, że ma prawo… Tylko dlatego, że jakaś
cholerna rada posadziła go na stołku…
Kopnęła ze złością
kamień, oddalając się od siedziby hokage. Na jej niefart, kamyk odbił się od
nierówności drogi i odskoczył, uderzając w czyjeś okno. Nie uszkodził szyby,
ale zza firanki natychmiast wychyliła się czyjaś twarz i Hei w podskokach
uciekła z miejsca zdarzenia.
Jasna cholera. Ta
wioska naprawdę jej tu nie chciała. Jej dom leżał w szczątkach, a jej mąż…
Potarła skronie. Czemu wszystko w jej życiu musiało być takie skomplikowane?
Kiedyś wydawało jej się, że on będzie
jedyną ostoją w tym cały chaosie. Bo był. I jej uczucia do niego to była jedyna
rzecz, której była pewna. Kiedyś. Teraz wszystko się zmieniło.
You
are the hole in my head
Zapadał zmrok.
Szarówka panoszyła się między domostwami, kłębiąc się jak rzadka mgła, wypełniała
uliczki, nie dając się przegnać mdłym blaskom latarni. Przygnębiający wieczór
wpędzał ją w poczucie beznadziei. Zdała sobie sprawę, że idzie przed siebie,
nie mając żadnego pomysłu, gdzie właściwie się udać. Nie miała dokąd pójść.
– Hej, Hei! Zaczekaj!
– usłyszała za sobą wrzask i jej oczy rozszerzyły się, gdy obejrzała się za
siebie. – Mam kilka pytań!
To znowu był ten
koszmarny dzieciak. Rany, czemu się nie odczepi?! Przeraziła się jednak dopiero
wtedy, gdy zauważyła, że za nim podąża Kakashi. Matko bosko. Czy oni nie mogą
dać jej spokoju? Mało jej było wrażeń jak na jeden dzień? Nie ma mowy, żeby się
zatrzymała. Wciskając ręce w kieszenie, przyspieszyła kroku. Jej kucyk podskakiwał,
gdy wtulała głowę w ramiona, udając, że nie słyszy nawoływań i krzyków dzieciaka,
że „On tego tak nie zostawi!”. Kakashi najwyraźniej próbował go powstrzymywać,
ale nie dało to za wiele, bo koniec końców Naruto ją doścignął i wyrównał z nią
krok.
– Hej, Hei,
powiedz mi tylko, czy to prawda, co mówi mistrz Kakashi! – nalegał, idąc tym
samym szybkim tempem, co ona. – No? No powiedz, dattebayo! Muszę to wiedzieć!
– A co on ci
takiego powiedział?
– No… Że… Ty… I
mistrz… Razem. „Dopóki śmierć was nie rozłączy”?
– Spadaj,
dzieciaku.
– No weź, nie bądź
taka! Powiedz tylko czy tak, czy nie!
– Najwyraźniej
powiedziałam „tak” już za dużo razy w życiu.
– Czyli potwierdzasz?
Serio?
– Spokojnie. To
małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane, więc właściwie można je unieważnić w
każdej chwili.
– Słucham? –
zdziwił się Kakashi, który wlókł się za nimi w odległości kilku metrów. – Nie
wiem, może tobie urwał się film, bo…
– Daj spokój. –
Heivika rzuciła mu przez ramię kose spojrzenie.
Ceremonia odbyła się szybko i bez
żadnych świadków. Zrobiliśmy sobie jedno, jedyne zdjęcie, to był pomysł Kakashiego.
Chciałam nawet, żeby przyszedł do świątyni jako Sukea, ale nie dał się namówić.
Upierał się, że chce to zrobić, jak należy, ale skoro i tak nie zgadzam się na większość
rzeczy, mam się przynajmniej zlitować i nie kazać mu się malować i wkładać peruki
w dzień jego ślubu. Oczywiście protestowałam. Demonizował. Wiedziałam, że odkąd
je opanował, korzysta z technik transformacji, za każdym razem, gdy zamienia
się miejscem z Sukeą i już od dawna nie wygłupia się z żadnymi przebierankami. A
ja po prostu się bałam, że ktoś nas zauważyły. Nie byłam pewna, czy to dobry
pomysł. Jednak w głębi serca cieszyłam się z jego podejścia.
Chociaż trochę się wahałam. To
znaczy, bałam się, czy on na pewno podchodzi do tego tak poważnie, jak ja.
Nigdy nie myślałam, że coś takiego mnie spotka. To nie było w moim stylu. Mąż, może
rodzina, może dzieci? Jeszcze do niedawania nie wiedziałam, co to jest dom i że
wychodząc z niego trzeba się ubierać. Ja wciąż miałam ochotę biegać dzień i noc
po lesie. Ale na to też coraz rzadziej mogłam sobie pozwolić. Życie w
społeczności czegoś ode mnie wymagało. Zostałam shinobi i chociaż na pewno
byłam najbardziej antyspołecznym mieszkańcem Wioski Liścia, zdarzało mi się
wychodzić do ludzi.
Nigdy nie chodziłam do akademii,
wszystkiego nauczył mnie Kakashi. I Ninkeny. To Kakashi dał mi opaskę, gdy
przeszłam jeden z jego testów. Ciągle rzucał mi jakieś wyzwania. Chyba chciał
dla mnie dobrze. A ja zaczynałam coraz dziwniej czuć się w jego towarzystwie.
Bywało mi straszliwie gorąco, a kiedy na niego patrzyłam, czasami moje serce
nienaturalnie przyspieszało. Jak w czasie polowań. Tylko z tym utożsamiałam to
uczucie, z jakimś rodzajem stresu. Nie wiedziałam, co mi się dzieje. Nie
wiedziałam, że go pragnę, do tamtej chwili, gdy zaproponował mi swoje nazwisko.
Wtedy znalazł się tak blisko mnie jak nigdy wcześniej. Uświadomiłam sobie, że tęskniłam
za jego twarzą. Już prawie w ogóle nie ściągał tej przeklętej maski, odkąd
nasza umowa poszła się jebać. A poszła, bo kiedy on zaczął zasłaniać
sharingana, nazwałam go hipokrytą i znów zaczęłam zaczesywać włosy na twarz.
Nieważne. Ważne, że wtedy pierwszy raz go pocałowałam i dowiedziałam się, jak
bardzo część mnie tego chce.
Ale chciałam tego po cichu. Miałam
tylko jego, nikt więcej nie był mi potrzebny. A potem… Jeśli wszystko by się
ułożyło, może zadebiutowałabym po prostu jako jego żona i wioska by mnie
zaakceptowała. Do tej pory byłam tylko cieniem przemykającym po jej murach.
Kiedy wróciliśmy do domu – do jego
domu, który od tamtej pory miał też być mój – Kakashi wniósł mnie przez prób
sypialni i rzucił na łóżko. Śmiałam się, byłam szczęśliwa i zażenowana
jednocześnie, ale kiedy on zsunął z twarzy maskę i zaczął mnie całować… Nie
pozostawałam mu dłużna. W końcu naczytałam się trochę fachowej literatury,
którą można było znaleźć na każdym kredensie w jego domu.
Byłam już w samej bieliźnie i
właśnie ściągnęłam z niego koszulę, gdy usłyszeliśmy stukanie w okiennicę i
nerwowe chrząknięcie. Na parapecie za oknem, zwrócony do nas plecami, by nie
zawstydzać nas jeszcze bardziej, siedział członek Anbu. Przekazał Kakashiemu, że
jest wzywany na misję. Hatake poprosił o kilka minut, a ninja zniknął. Pamiętam
to jakby się wydarzyło wczoraj. Wziął moją twarz w ręce, jego sharingan
kontrastował z naturalnym, ciemnoszarym kolorem drugiego oka. Obiecał, że wróci
jak najszybciej.
You
are the space in my bed
Zostałam sama, leżąc w łóżku,
wygładzałam zmarszczki na satynowej pościeli. Czekałam. Długo czekałam, aż
zasnęłam. Kiedy obudziłam się rano, jeszcze go nie było. Czekałam cały następny
dzień. A miałam czekać jeszcze dużo dłużej.
– Mistrzu…? –
Naruto również się na niego obejrzał, mrużąc oczy. – Czy to znaczy, że nie
stanął pan na wysokości zadania? No wie pan, jako mężczyzna?
– Wypraszam sobie!
– zaperzył się Kakashi, a jedyny widoczny spod maski kawałek jego twarzy
purpurowiał w zastraszającym tempie. – To nie tak. Zresztą, w każdej chwili
mogę udowodnić, że jest inaczej.
Heivika prychnęła
i jeszcze bardziej przyspieszyła.
– Chwilę, mam
jeszcze parę pytań! – Tym razem Naruto zagrodził jej drogę, a wyraz jego twarzy
był dużo poważniejszy. – Czemu Deidara miał ten… Tą rzecz, którą teraz ty masz
na twarzy?
Hei zatrzymała się
i zaśmiała cicho.
– Bystry jesteś,
gówniarzu. – Zerknęła na Kakashiego, który też zdawał się zainteresowany jej
odpowiedzią.
You
are the silence in between
What
I thought and what I said
– Nikt mi niczego nie ukradł, dzieciaku. – Hei skrzywiła się, łypiąc na
niego groźnie jednym okiem. – Jeśli myślisz, że mam czas snuć teraz jakieś
opowieści… – Przerwało jej donośne burczenie dobiegające z jej żołądka, w skutek
czego zagryzła na moment usta i zdecydowała się zmienić tor wypowiedzi: – To
masz rację. Ale musisz mi postawić kolację.
– Zgoda! Ramen?
– Niech będzie ramen.
– Ichiraku jeszcze nie jest odbudowane – zauważył Kakashi.
– ŻE CO? – uniósł się Uzumaki. – Jak to jest możliwe?! Czemu nikt tego nie
dopilnował?!
– Naruto – ton głosu Kakashiego zabrzmiał bardzo moralizatorsko – cała wioska
została zniszczona. Priorytetem jest odbudowa domów mieszkańców, więc żadna
knajpa na ten dzień nie prosperuje.
– Ech. No nic. To idziemy do pana. – Naruto poklepał Kakashiego po ramieniu
i ruszył w kierunku jego domu, a Heivika poszła w jego ślady.
– Ch… Chwileczkę! – Hatake podbiegł za nimi. – Czy ja tu nie mam nic do
powiedzenia?
– I tak mistrz by płacił, więc…
– Niby dlaczego?!
– Bo jestem pana uczniem, a to pańska żona.
– I co to ma…
– Nawet ja coś słyszałem o wspólnocie majątkowej.
– Ty się w nią nie wliczasz!
– No, przynajmniej jedno żeśmy ustalili. Ale chyba nakarmi pan biednego
sierotę?
Nie miał pojęcia, jak to się stało, ale ostatecznie skończył we własnej
kuchni, przepasany fartuszkiem w imbryczki i kunaie, gotując cholerny ramen. Z
salonu dochodził go odgłos krzątaniny i urwanych dialogów, czasem któreś z jego
gości zapytało głośniej gdzie trzyma sake albo na którym kanale ma „Teleturniejadę”.
Kiedy postawił przed nimi miski z parującym rosołem, ochoczo rzucili się do
konsumpcji. Hei, po poczęstowaniu się kilkoma łykami procentowego napoju,
widocznie się rozluźniła. Wskazywał na to jej nieco zamglony wzrok i fakt, że
odpięła z twarzy aparat, kładąc go na stole. Naruto sięgnął po niego, ale dała
mu po łapie.
– Ała! Załatwiłem ci kolację! – przypomniał jej, rozmasowując grzbiet
dłoni. – Mogłabyś się odwdzięczyć.
– To tak nie działa. – Hei wzruszyła ramionami. – Ja tak nie działam.
– Miałaś opowiedzieć…! – zawołał z
wyrzutem Naruto. – No nie bądź, no!
You
want a revelation
Kobieta patrzyła na niego nieprzychylnie, wyraźnie się namyślając. Rzuciła
krótkie, złe spojrzenie Kakashiemu; ten tylko uniósł brew. Chociaż ściągnął
opaskę i srebrne włosy spływały mu swobodnie na czoło, powieka, pod którą
ukrywał sharingana, pozostała opuszczona. Żałowała, że sama nigdy nie opanowała
kontroli własnego ciała do takiej perfekcji.
– Hm. Nie jestem pewna, czy wyrwany z kontekstu fragment wystarczy, by
zobrazować… pewne sprawy. – Pogładziła opuszkami palca zimny metal misternego
urządzenia. – A bez pewnych podstaw nie zrozumiesz, dlaczego pewni ludzi i
pewne rzeczy były… są dla mnie tak cenne. – Odgarnęła za ucho długą grzywkę,
żeby nie wpadła jej do rosołu, gdy nachyliła się nad miską, ale podmuchując na
parującą powierzchnię, nawet nie zanurzyła w niej pałeczek. Zamiast tego
spojrzała na Naruto, który tak jak się spodziewała, wstrzymał oddech. Znów
zerknęła na Hatake. Tym razem odpowiedział jej swoim własnym różnobarwnym
spojrzeniem.
You
want to get it right
Jej serce zabiło szybciej. Minęło sporo czasu, ale jak zwykle zauroczyło ją
połączenie szarości z czerwienią. Niebezpieczny błysk sharingana i spokojne,
inteligentne spojrzenie. Ale to od jej oczu nie mógł oderwać wzroku Naruto. Nie
lubiła, jak ktokolwiek jej się przyglądał, ale wiedziała, że soczyście czarne
oko i drugie, intensywnie niebieskie, robią wrażenie. Pewien czas temu w
pewnych podobnych okolicznościach pewien inny chłopiec o blond włosach i
niebieskich oczętach jak ten dzieciak tutaj, patrzył na nią tak samo.
Chlipałam
prędko zupę, podmuchując pośpiesznie na łyżkę. Byłam głodna i nie miałam czasu
się delektować, a ci idioci podali mi wrzątek. Tylko się upociłam, jedząc tę
przeklętą zupę. Skołtunione, czarne kosmyki grzywki przykleiły mi się do czoła,
więc otarłam je niecierpliwym gestem, z irytacji zapominając, dlaczego zwykłam
zasłaniać pół twarzy kurtyną włosów. Już po chwili poczułam jak czyjeś palące
spojrzenie próbuje wywiercić dziurę w moim czole. Instynkt wciąż brał górę w
takich sytuacjach, no bo drażnić wilka przy jedzeniu… Kiepski pomysł. Dlatego
zaczęłam warczeć, już podnosząc wzrok. Napotkałam ciekawskie, niebieskie jak
niebo latem spojrzenie. Jakaś mała wychudzona blondyneczka siedziała przy
stoliku naprzeciw, obracając się przez ramię i bezczelnie się mi przyglądała, podgryzając
piętkę chleba.
– Na co
się gapisz, gówniaro?
– Nie
jestem dziewczyną, un! – odpowiedziała blondynka chłopięcym głosem.
Zmarszczyłam
brwi. Obczaiłam uważnie jej klatkę piersiową. Była płaska jak deska, ale to się
zdarza nie tylko nastolatkom. Za to delikatne rysy twarzy i długie, jasne włosy
przemawiały na korzyść pięknej płci.
Ostatecznie
wzruszyłam ramionami, wciągając długie nitki makaronu.
–
Sasadniso to mie to fali. – Przełknęłam kluski i zrobiłam groźną minę. –
Chłopak czy dziewczyna, jak nie przestaniesz się gapić i tak ci wpierdolę.
Nie
przestało. Co za wredne, małe bachorzysko. Bezczelne.
Odłożyłam
z hukiem łyżkę. Nie znosiłam rzucać słów na wiatr. Zaczęłam się podnosić i
kiedy już miałam zamiar wyjść zza stołu, coś zatrzepotało mi tuż przed oczami.
– Katsu! –
Tyle usłyszałam, zanim jakaś mała, biała, latająca rzecz wybuchła mi prosto w
twarz. Zachwiałam się i przewróciłam, wpadając na ławę, na której siedziałam.
– Kuźwa! –
Pocierałam łzawiące oczy, próbując się pozbierać. Pomieszczenie wypełniał dym,
a kucharz próbował go rozgonić, biegając po sali i wymachując w powietrzu
ścierką.
– No nie,
znowu! – krzyczał, a ja prawie oberwałam szmatą, taki wziął rozmach, skurwysyn.
– Jeszcze raz zobaczę tu tego łobuza, to tak mu złoję skórę, że…
Złapałam
go za ramię.
– Kto to
był, do cholery, ten dzieciak? – wycedziłam przez zęby. Kucharz wzdrygnął się,
gdy na mnie spojrzał. No tak, nie dość, że ta różnobarwność tęczówek i tak
rzuca się w, hm, oczy, to do tego pewno miałam osmolony cały ryj, no i włosy
jakby piorun w rabarbar strzelił.
– A
przychodzi tu, robi zamieszanie, płoszy mi klientów! – Jednak mój dziwny wygląd
nie odstraszył go na tyle, by zrezygnować z okazji darmowego popsioczenia na
trudy życia. – Robi te swoje wybuchowe sztuczki i kradnie jedzenie!
Spojrzałam
na stół. Rzeczywiście, miska z rosołem ulotniła się w tajemniczych
okolicznościach.
–
Sztuczki? To nie żadne sztuczki, to prawdziwa sztuka! – rozbrzmiał głos z
zewnątrz. W drzwiach stała ta… Stał ten chłystek i machał moją pustą miską. Nie
miałam pojęcia w jaki sposób tak szybko wsunął gorący posiłek, widocznie był
jeszcze bardziej głodny niż ja, z tym że mi, kuźwa, nie zabiera się jedzenia.
Poklepałam kucharza po ramieniu i ruszyłam do wyjścia, podwijając rękawy.
– Nie
zapłacę za zupę, którą mi ukradziono, ale za to zrobię z tym wandalem porządek…
–
Wandalem?! Jestem artystą, un!
– Ja ci
zaraz artyzm pokażę, ty… – Pusta miska trafiła mnie w sam środek czoła.
Smarkacz zniknął w kolejnym wybuchu dymu, a mnie zalała krew. Dosłownie, bo
krawędź naczynia rozcięła mi skórę i wąski strumyczek krwi spływał po mojej
twarzy.
– Zabiję
go – przyrzekłam wszem i wobec, i niech mi bogowie świadkami, że zamierzałam
jak zawsze dotrzymać słowa.
Naruto pstryknął palcami przed oczyma Hei, która tylko pociągała sake, nad
czymś rozmyślając i dopiero to wyrwało ją z letargu.
– Hm?
– Miałaś opowiadać – przypomniał znowu urażonym tonem.
– Aha. No tak. Ale wiesz co? – Znowu się napiła, a Kakashi zmarszczył brwi.
Wyglądał, jakby chciał zabrać jej butelkę, ale obawiał się konsekwencji jakie
pociągnęłoby za sobą takie posunięcie. – Nic z tego dzisiaj nie będzie.
But
it’s a conversation,
I just can’t have tonight
I just can’t have tonight
Uzumaki był oburzony, ale na nic się zdały jego protesty i pokrzykiwania.
Hei nabrała wody w usta (bardziej sake), a Kakashi poczuł się w końcu zmuszony
wyprosić swojego awanturującego się gościa. Nawet kiedy wystawił go za drzwi,
ten wciąż narzekał, że to niesprawiedliwe i w ogóle nie taka była umowa, na co
Hatake tylko przepraszająco wzruszył ramionami i zamknął za nim na klucz.
Kiedy wrócił do pokoju, Heivika na zmianę siorbała ramen i alkohol. Stanął
przed nią, opierając ręce na biodrach i przyglądał jej się, dopóki nie
podniosła na niego wzroku.
– Wystarczy ci już – orzekł stanowczo i sięgnął po prawie pustą butelkę.
Było to ryzykowne zagranie, ale ku jego zdziwieniu Hei bez zbędnych protestów mu
ją oddała.
– Dobra. Już sobie idę – oświadczyła, po czym czknęła, a wstając, prawie
wywróciła niski stolik.
– Nie wygłupiaj się. – Kakashi przewrócił oczami. – Możesz zostać.
– A, hik!, łaski bez, dam se radę – zapewniła, machając lekceważąco ręką i
robiąc krok w przód, potknęła się o dywan.
– Daj spokój. – Kakashi zdążył złapać ją za łokieć, dzięki czemu nie
upadła. – Będzie mi bardzo… miło, jeśli zostaniesz – dodał, przypominając sobie,
że Hei nie należy do osób, które lubią się naprzykrzać i wolałaby raczej
spędzić tę noc na ulicy, niż zostać gdzieś, gdzie nie czuła się chciana.
– Naprawdę? – zapytała teraz, podnosząc na niego mętny wzrok, w którym
resztki gniewu mieszały się z całym morzem nostalgii.
– Naprawdę – zapewnił Kakashi, czując, że rzeczywiście tak jest. Ona też
chyba wyczuła jego szczere intencje, bo na jej twarzy pojawił się grymas, który
przy odrobinie dobrej woli można było uznać za coś z gatunku niewesołych
uśmiechów.
– Dzięki. To znaczy – no dobra. – Hei pociągnęła nosem, próbując wziąć się
w garść. Nie zamierzała przecież się rozkleić, chociaż im dłużej przebywała w
towarzystwie mężczyzny, za którego kiedyś wyszła, tym bardziej – nie wiedzieć
czemu – zbierało jej się na płacz. – Czyli już się na mnie nie gniewasz?
– Tego nie powiedziałem.
– Kakashi!
– Hei! – Zmierzył ją z góry zagniewanym spojrzeniem. – Przecież sama o coś się
na mnie wściekasz!
– Faktycznie… – przypomniała sobie dziewczyna, marszcząc brwi i trącając go
pięścią w ramię. – Chciałeś mnie tu zbajerować propozycjami wspólnej nocy,
żebym ci wybaczyła, ale ja się tak łatwo, hik!, nie dam!
Kakashi przejechał dłonią po twarzy.
– Zlituj się. I nie nadwyrężaj mojej dobroci. Wciąż nie wiem… – urwał,
zaciskając usta. – Zajmij sypialnię. Ja się prześpię na kanapie. – To
powiedziawszy, zaczął sprzątać ze stołu. Hei chciała mu pomóc, ale po tym jak
wylała na siebie resztę ramenu, Kakashi złapał ją za ramiona, obrócił o sto
osiemdziesiąt stopni i odesłał w stronę łazienki.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i odetchnęła,
patrząc w sufit. Sufit trochę wirował. Matko, co ona wyprawiała? Kiedy wracała
do wioski, w jej głowie kłębiły się dziwne myśli i złość, sporo złości. Zwłaszcza
po tym, jak odwiedziła miejsce, o którym powiedział jej Gaara.
Obróciła w palcach aparat, który zabrała ze stołu. Zanim się opamiętała,
skapnęła na niego pojedyncza łza. Zabawne, kiedy znalazła go tam, gdzie zgubił
go Deidara, była pewne tego, po co wraca.
Gaara dokładnie opisał mi to
miejsce. Nie wiem, skąd zna szcegóły, ale nie ulegało wątpliwości, że to stało
się tutaj. Zrozumiałam to w mig, gdy tylko stanęłam na skraju lasu i zobaczyłam
szeroką, przeoraną polanę. Było jasne, że Deidara tu walczył, stosując jedną ze
swoich technik, którą było umieszczanie min pod ziemią. Cała łąka podziurawiona
była od wybuchów.
Zaskomlałam, miotając się raz
w jedną, raz w drugą stronę wzdłuż linii drzew. Z nosem przy ziemi węszyłam
znajome zapachy. Glina. Proch. Tak właśnie pachniała jego czakra. Jak proch.
Przysiadłam na moment na wilczym zadzie, uniosłam łeb i zawyłam żałośnie do
wschodzącego księżyca.
Zapachy stawały się coraz
silniejsze, a moje serce wypełniał coraz silniejszy niepokój. Raz po raz
natrafiałam na nowe tropy. Strzępy ubrań. Kilka z nich pachniały ostro,
nieprzyjemnie. Dumą, głupotą i nieposzanowaniem. Uchihą. Warknęłam,
przypominając sobie, że to ten gówniarz z ich klanu zmierzył się tu z Deidarą.
W końcu znalazłam prawie cały, roztargany płaszcz Akatsuki. Wzięłam go w zęby i
rozłożyłam, kuląc pod siebie ogon na widok porwanych rękawów.
W niektórych miejscach
posługiwałam się łapami i wykopywałam niezdetonowane miny w postaci małych,
białych robaczków. Miałam wystarczająco dużo dowodów, by uwierzyć w to, co
słyszałam, że tu się wydarzyło i częściowo odtworzyć w myślach los walki.
Widziałam miejsca wypalone, jakby od błyskawic. Dobrze znałam zniszczenia
pozostawiane przez chidori, a wiedziałam, że ten mruk od Uchihów poznał tę
technikę. Znalazłam wgniecenie w ziemi, które świadczyło, że Deidara musiał
upaść tu z dużej wysokości. Dostrzegłam kilka złotych włosów, rozciągniętych
między wysokimi trawami, niczym babie lato. W końcu trafiłam też na mocniejszy niż
do tej pory zapach. Mieszaninę woni, od której zakręciło mi się w nosie.
Postawiłam uszy i poszłam tym tropem.
Metal. I stary znajomy zapach
powietrza po burzy… Serce łomotało mi w wilczej piersi. Mój własny zapach. I
Deidary.
Leżał w gąszczu traw, obsypany
grudkami ziemi, ale poza tym nie wydawał się uszkodzony. Wróciłam do ludzkiej
postaci i podniosłam aparat. Jak dziwnie było znów go widzieć. Bez jego twarzy…
Tak się przyzwyczaiłam przez te lata, oglądając to ustrojstwo na jego pysku.
Jak wyglądałby bez niego? Próbowałam wyobrazić sobie jego twarz. Te duże,
okrojone czarnymi obwódkami niebieskie oczy. Teraz puste i martwe.
No
light, no light
in your bright blue eyes
in your bright blue eyes
To tam i wtedy dotarło do
mnie, że Dei nie żyje. Że zginął i już nigdy nie zobaczę światła w jego oczach.
Przepłakałam pół nocy, przysięgając sobie w duchu odpłacić wszystkim tym,
którzy przyczynili się do jego śmierci. I wtedy w mojej głowie narodził się
plan.
Tak. Wiedziałam, czego
chciałam.
Chciała… Chyba chciała się odegrać, może trochę zemścić i ogólnie… Na pewno
nie zamierzała się upijać i zostawać na noc u kogoś, z kim miała na pieńku.
Albo co gorsza doprowadzać do sytuacji, żeby się nad nią litowano.
Przeszedł ją dreszcz obrzydzenia.
Litość.
Ohyda.
Tymczasem wystarczyło, że spojrzała w szaro-czerwone oczy i zapomniała, jak
bardzo jest wściekła. W jej głowie zapanował zamęt. Stare uczucia odżyły.
Żenujące.
Ściągnęła przez głowę bluzkę i odkręciła kurek z gorącą wodą, napuszczając
wody. Podskoczyła, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
– Hei? – dobiegł ją zza nich głos Kakashiego. – Mam dla ciebie piżamę,
otwórz.
Usłuchała.
– Niestety moja, nie mam żadnych dams… och. – Kakashi zasłonił dłonią oczy,
widząc, że Hei otworzyła mu w samym staniku.
– Zmartwiłbyś mnie, gdybyś trzymał w domu kobiece koszule nocne –
odpowiedziała, odbierając od niego bokserki, szary podkoszulek i puszysty
bawełniany ręcznik. – Poza tym… Zawsze spałam w twoich piżamach. Albo bez nich.
– No… No tak – przyznał mężczyzna, podglądając przez palce. – To ja już… –
Wskazał kciukiem za siebie. Hei pokręciła głową.
– Wyszłam za ciebie, pamiętasz? – Miała ochotę sięgnąć do jego twarzy i
oderwać mu od niej dłoń. – Możesz popatrzeć.
Uśmiechała się, widząc jak spod dłoni mężczyzny wypełza pąsowy rumieniec.
– T-tak, ale ja… Naprawdę muszę… – Kakashi coraz bardziej czerwieniał, najpierw
odwracając się przez lewe, potem przez prawe ramię, zanim zdecydował się, w
którą iść stronę. Prawie walnął w futrynę, bo wciąż zasłaniał oczy. –
Zostawiłem żelazko… – I uciekł, a Hei parsknęła i zamknęła drzwi. Zabawne.
Myślała, że starszy Hatake będzie bardziej odporny na kobiece wdzięki, ale nie.
Kąpiel ją zrelaksowała i trochę otrzeźwiła. Kiedy wyszła z łazienki,
przebiegła przez mieszkanie, przyciskając do siebie swoje rzeczy, rzuciła
głośne „Dobranoc!” i uciekła do sypialni. Panował tu orzeźwiający chłód. Przez
uchylone okno wpadała poświata jasnej nocy. Przez chwilę macała dłonią ścianę,
aż znalazła kontakt i przyprószone, żółtawe światło wypełniło pomieszczenie.
Wyglądało tu mniej więcej tak, jak zapamiętała. Ściany były odmalowane, ale
mahoniowe meble i szerokie dębowe łóżko były te same. Rzuciła swoje ciuchy na
biurko, które stało tuż przy drzwiach, rozglądając się dookoła. Mimo wszystko,
miło było znaleźć się po tylu latach w miejscu, które się znało. W którym
kiedyś czuła się bezpiecznie i to poczucie bezpieczeństwa teraz powracało,
chociaż wiedziała, że nie może zostać tu długo, że to tylko tymczasowe, złudne
uczucie i nie może mu się poddać. A jednak… może chociaż na tę jedną noc
mogłaby mu się dać ponieść?
Zgasiła światło i rzuciła się na łóżko. Pościel była świeża, ale Kakashi
nie wpadł na to, by wymienić ją specjalnie dla gościa. Hei wtuliła twarz w
miękką, pachnącą nim poszewkę. Zakopała się w kołdrze, rozkoszując się śliskim
dotykiem satyny. Rany. Ile czasu minęło, gdy było jej tak wygodnie? Odetchnęła
głęboko, wkładając ręce pod głowę i patrząc w sufit, pozwoliła myślom swobodnie
błądzić. Słyszała szum wody dobiegający z łazienki. Kojący, miarowy, ale nie
wprawiał jej w przyjemne, senne odrętwienie. Przeciwnie. Pogładziła dłońmi
zimne prześcieradło i nagle dostrzegła jakie duże jest łóżko. Stanowczo za duże
dla jednej osoby.
Zaczęła wyczekiwać, kiedy szum wody umilknie, potem kiedy drzwi łazienki
się zamkną, ale nawet gdy usłyszała kroki Kakashi’ego i zobaczyła zarys jego
sylwetki na tle mlecznych szybek, wstawionych w harmonijkowe drzwi, nie
poruszyła się. Nie wiedziała, co właściwie chce zrobić. Na co ma większą
ochotę. Zakraść się do niego i co? Odgryźć mu prawą rękę? Czy raczej zaciągnąć
go tutaj…
Jeszcze jakiś czas przewracała się z boku na bok, wzdychając coraz ciężej,
w końcu usiadła na łóżku i zaciskając usta, patrzyła wyzywająco na drzwi,
majdając w powietrzu nogami. Światło za nimi już dawno zgasło, a ona dalej nie
podjęła żadnej decyzji. W końcu jednak wyskoczyła z wyra i podeszła do
nich na palcach. Uchyliła je i zajrzała do salonu. Wypełniał go granatowy
półmrok i miarowe cykanie zegara.
– Kakashi? – szepnęła, ale w odpowiedzi usłyszała tylko ciche chrapnięcie
dobiegające z kanapy.
Czyli już spał.
Zbliżyła się do kanapy na palcach i pochyliła nad śpiącym shinobi,
wyciągając rękę.
Coś nad nim stało. I warczało. Widział zmierzającą w jego kierunku rękę,
która zamiast paznokci miała długie, zakrzywione pazury. Wokół niego narastał
dziki warkot, a w nim pewność, że łapa zaciśnie się na jego gardle, wydrapie mu
oczy albo… Dłoń złapała za jego przedramię, a on nabrał całkowitej pewności: coś
zamierza pozbawić go ręki, wyrwać mu ją. Zimny pot wystąpił na jego czoło, gdy
oczekiwał na nieuchronne. Ale nie stało się nic poza tym, że tylko nim
potrząśnięto.
– Hatake!
Mężczyzna ocknął się, gwałtownie wciągając powietrze. Uniósł się do pół-siadu, napinając mięśnie. Wzdrygnął się, widząc
błyszczące w ciemności niebieskie ślepie.
You
are the night time fear
Heivika kołysała się nerwowo na piętach i zakładając z tyłu ręce,
wyszeptała:
– Przyjdziesz do mnie?
Kakashi podrapał się niepewnie po głowie, jeszcze bardziej strosząc szare
włosy. Nie wyglądał zbyt przytomnie.
– Co? – odpowiedział w końcu, przecierając oczy. – To mi się dalej śni –
zawyrokował, nie słysząc odpowiedzi i odetchnął z ulgą.
Hei wywróciła w ciemności oczami i uszczypnęła go w ramię, przy okazji nie
mogąc się oprzeć, żeby nie przesunąć opuszkami palców po jego bicepsie.
– Ał, aha. Nie śpię – zrozumiał Kakashi, siadając prosto na kanapie i
zsuwając bose stopy na podłogę.
– No to? – Dziewczyna nie dawała za wygraną.
Kakashi westchnął ciężko i na moment ukrył twarz w dłoniach, opierając
łokcie o uda.
– Jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytał wreszcie, opuszczając ręce. – Że
wszystko będzie jak dawniej? Że nic się nie zmieniło?
– Ja się nie zmieniłam. – Hei wzruszyła ramionami. – Ty też nie wyglądasz
specjalnie inaczej. Nie rób z tego jakiejś wielkiej sprawy, nie proszę cię w
końcu o nic takiego…
Nawet w ciemności widziała, jak Hatake unosi brwi.
– Prosisz mnie, żebym z tobą spał. Często prosisz o to innych, że uważasz
to za drobiazg?
Tym razem to Hei poczerwieniała.
– Ja się nie muszę nikogo „prosić”, żeby ze mną spał, ty trepie, co ty
sobie myślisz! – podniosła głos, który teraz był wyższy o jakąś oktawę. – Poza
tym, tylko z tobą chcę spać! – Poczerwieniała jeszcze mocniej, słysząc, co
mówi. – Kuźwa! To znaczy… Nawet nie chodziło mi… Och, na bogów, przestań! –
Kopnęła w róg kanapy, dostrzegając, że Kakashi niezbyt skutecznie powstrzymuje
się od uśmiechu. – Dobra! Nieważne! Rano mnie tu nie będzie!
Odwróciła się, ale zanim odeszła, Kakashi złapał ją za rękę.
– Zaczekaj. – Pociągnął ją na kanapę, a kiedy wylądowała obok niego, objął
ją ramieniem i szepnął niskim, konspiracyjnym tonem: – Czyli mówisz… Że chcesz
sypiać tylko ze mną?
Hei zerknęła na niego ze złością, a widząc błyszczące wesoło oczy,
próbowała się podnieść, ale Kakashi obejmował ją mocno.
– Ty się nabijasz! – poskarżyła się, krzywiąc się groźnie. – Doigrasz się,
zobaczysz.
– Przecież żartuję.
– A ja nie!
Kakashi zaśmiał się cicho i uścisnął ją mocniej, pocierając jej ramię, po
czym rozluźniał uścisk, aż całkiem ją puścił, kładąc rękę na zagłówku za nią,
jakby nieco się stropił własną śmiałością.
– Powinniśmy porozmawiać – rzekł poważnie. Hei skinęła głową. Rzeczywiście,
powinni. Tylko że żadne z nich nie kwapiło się rozpocząć temat. Żadne z nich
nie wiedziało, od czego zacząć. Tyle się wszystkiego nazbierało… A emanujące od
Kakashiego ciepło sprawiało, że wreszcie poczuła się na tyle bezpiecznie, by przysnąć,
przytulona do jego boku. Przez co przegapiła monolog Kakashiego, który w końcu
zebrał się na odwagę, by nieco się otworzyć i opowiedzieć o uczuciach, które tłumił
przez lata. Kiedy zauważył, że Hei śpi, tylko się uśmiechnął. Już w trakcie
mówienia zaczął żałować, że tak się uzewnętrznia, bo w jego uszach brzmiało to
strasznie głupio, więc ostatecznie się ucieszył, że ona nic z tego nie
słyszała. Naciągnął na nią koc i westchnął. Miał nadzieję, że więcej mu tak nie
odbije, by znów zacząć o sobie gadać, chociaż rano zamierzał z kolei pociągnąć
za język Hei. Nie mógł teraz tak tego zostawić i odpuścić, skoro ona
zdecydowała się wrócić i zburzyć wszystko to, z czym zdążył się pogodzić.
Przesiedział przy niej prawie całą noc, nie mogąc zasnąć. Rozmyślał,
wsłuchując się w cykanie zegara i jej miarowy oddech. Dopiero nad ranem zmorzył
go sen.
Obudziła się, gdy pierwsze promienie słońca wpadły do mieszkania. Nigdy nie potrafiła spać, czując jasność pod powiekami. Otworzyła oczy, od razu mrużąc powieki. Promienie padały wprost na jej twarz. I jego, bo kiedy spojrzała w prawo, zobaczyła, że Kakashi śpi tuż obok ze zwieszoną głową.
You
are the morning when it’s clear
Włosy opadały mu na oczy i pewno dlatego jeszcze się nie obudził. Za ta Hei
zlękła się tego widoku. Nie wiedząc do końca czemu śpiący Hatake przyprawia ją
o palpitacje serca, ostrożnie wyśliznęła się spod koca (mężczyzna zaczął się
przewracać na bok, więc podparła go poduszką) i czmychnęła na palcach do
sypialni, gdzie zostawiła swoje rzeczy. Poczuła, że musi się wynieść stąd jak
najszybciej albo… Właśnie nie wiedziała co „albo”, ale Kakashi przez sen robił
strasznie groźne miny. Jak się zbudzi, pewno znowu będzie chciał rozmawiać. A ona nie. Zresztą, sake już
się skończyło.
Za drzwiami sypialni pozwoliła sobie już otwarcie na atak histerii. W
panice ściągała z siebie gatki Kakashiego i jego podkoszulek, rzucając je gdzie
popadnie (podkoszulek wylądował na podłodze, bokserki na lampie) i w jeszcze
większym popłochu zaczęła wciągać na siebie swoje rzeczy. Dwa razy ubrała spodnie
tył na przód, a tego, że bluzkę wciągnęła na lewą stronę nawet nie zauważyła.
Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniła chwila, w której próbowała włożyć lewy
japonek na prawą stopę. Prawie się nad tym popłakała, zanim zrozumiała, co robi
źle. Zerknęła na swoje odbicie w wąskim lustrze, bezskutecznie próbując
wygładzić jedną ręką odstający kosmyk grzywki, podczas gdy drugą macała po
biurku, szukając aparatu. Kiedy tylko go założy, zasłaniając niebieskie z oczu,
będzie mogła stąd prysnąć. Jednak zamiast na zimno metalu jej palce natrafiły
na coś ciepłego. Spojrzała w dół, na męską dłonią, która przykrywała aparat i
prędko odstąpiła krok w tył, przenosząc wzrok na zmrużone szaro-czerwone oczy.
– Gdzieś się wybierasz?
Hatake stał w progu, opierając się o futrynę. Potargane srebrne włosy w
nieładzie sterczały we wszystkich kierunkach świata, chociaż najbardziej na
wschód. Czarny podkoszulek opinał się na jego torsie, a założenie rąk na
ramiona uwypukliło zarys mięśni.
– D-długo tak tam stoisz?
– Wystarczająco.
Znowu ten błysk w szarym oku. Hei ściągnęła usta.
– Zapytałem: gdzie się tak spieszysz.
– No, po prostu. Wystarczająco nadużyłam twojej gościnności.
– Nie czuję się jakoś specjalnie nadużyty. – Kakashi wzruszył ramionami,
zamykając w garści aparat. – A ty wyglądasz, jakbyś przed czymś uciekała.
Hei ze zniecierpliwieniem wypuściła przez nos powietrze.
– Może uciekam.
– Przede mną?
– Co za różnica.
– Dla mnie duża. To będzie drugi raz, jak stąd zwiejesz. – Mężczyzna
popatrzył na nią spode łba. – I tym razem chyba się obrażę.
– Nie wiem co mnie napadło, że w ogóle tu przyszłam, więc im szybciej sobie
pójdę…
– Myślałem, że porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
When,
it’s over you’ll start
– Cóż, to źle myślałeś. Nie sądzę, żebyśmy w ogóle mieli o czym rozmawiać.
– Och, ja uważam przeciwnie. Jest trochę rzeczy do omówienia.
Heivika pokręciła głową, rozkładając ręce.
– Na przykład jakich?
– Na przykład takich, jak czy należałaś do Akatsuki i dlaczego mnie
zostawiłaś.
Dziewczyna przestała unikać jego wzroku, znosząc oskarżycielskie
spojrzenie.
– Coś ci się chyba pojebało – oznajmiła, drapiąc się po nosie. – To ty
odszedłeś.
– Że co? – Kakashi wyglądał co najmniej na zdziwionego. – O czym ty…
– Daj spokój. – Hei machnęła ręką. – Nie zamierzam do tego wracać, starczy
mi upokorzenia, że musiałam przejść przez to raz.
– Może gdybyś mi powiedziała, o co…
– Nie zamierzam o tym rozmawiać! – krzyknęła. Jej oddech przyspieszył, a z
gardła dobiegło ostrzegawcze, gardłowe warknięcie. Zarzuciła na ramiona swój
podróżny płaszcz i stanęła przed Kakashim, ale ten nie zamierzał zejść jej z
drogi.
– Przesuń się.
– Nie.
– Nie bądź dziecinny.
– Ja? To ty nie chcesz ze mną porozmawiać i wychodzisz.
– No właśnie, wychodzę. Możesz…? – Hei przesunęła w powietrzu rękami, ale
Kakashi nie ruszył się z miejsca.
– Nie zostawisz mnie znowu bez słowa wyjaśnienia, a ja nie będę przez
następne lata głowić się nad tym, co się stało, gdzie jesteś i czy w ogóle
żyjesz!
You’re
my head
– No nie, zapomniałam, że tylko tobie wolno znikać bez słowa!
– Boże, chciałbym wiedzieć, o czym ty… – Kakashi potarł skroń, po czym
nagle spojrzał na nią żywiej. – Czekaj. Byłem wtedy na misji… To o to chodzi?
– Nie mam czasu, wypuść mnie – wycedziła przez zęby, próbując wypchnąć go
za próg.
– O to chodzi… – Kakashi nabrał pewności i uniósł podbródek, patrząc uważnie
na jej zaciętą minę spod półprzymkniętych powiek.
– Ostatni raz mówię, żebyś mnie przepuścił. – Dostrzegła odbicie światła na
metalowej obudowie aparatu i wyciągnęła po niego rękę. – I możesz mi to oddać.
– Nie sądzę. W końcu należy do mnie. – Hatake wsunął aparat do kieszeni
spodni.
– Jest ci niepotrzebny, założę się, że już nie robisz zdjęć! – denerwowała
się Hei.
– Potrzebuję za to informacji, które dotyczą po części mojego życia, więc… –
Kakashi zawiesił na moment głos. – Oddam ci go, jeśli przestaniesz świrować i
ze mną porozmawiasz.
Hei przestała się przepychać i otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
Zdawało się, że rozważa propozycję Kakashiego. Zależało jej na tym aparacie.
Miał dla nie wartość sentymentalną i naprawdę niespotykanie jasny obiektyw. Po
dłużej chwili ze złością zrzuciła na podłogę płaszcz i z prychnięciem usiadła
na skraju wielkiego łóżka.
– Dobrze. – Kakashi skinął głową, ale wykonał niepewny gest w kierunku
łóżka. – Tylko nie wiem czy to dobre miejsce na pogaduszki… Przychodzą mi do
głowy inne pomysły, które moglibyśmy tu realizować zamiast gadać.
– Na to liczyłam. – Hei wywróciła oczami, widząc skonsternowaną minę
mężczyzny i wstała, przechodząc do salonu. – No? To co chcesz wiedzieć? Byle
szybko, nie mam całego dnia. – Zerknęła na nadgarstek, mimo że nie miała na nim
zegarka. – Muszę jeszcze kogoś dzisiaj porwać.
Konsternacja na twarzy Kakashiego tylko się pogłębiła.
– Może zrobię najpierw kawy? – zaproponował, udając się do kuchni.
– Nie pijam.
– Kakao?
– Nie masz czegoś mocniejszego niż kawa i kakao?
– Wszystko wypiłaś wczoraj.
– Ja pierdolę, mam rozmawiać na trzeźwo?
Kakashi wrócił do salonu i usiadł przy niskim stoliku naprzeciw Heiviki.
– Czyli chodzi o moją misję? – wznowił temat, przechodząc od razu do sedna,
na którym stanęli. – Byłem pewien, że po prostu się wystraszyłaś.
– Wystraszyłam?! – Hei widocznie od razu się spięła i nastroszyła. – Niby
czego?
– No wiesz, tyle się nasłuchałem od ciebie na temat tego, że chcesz być
wolna, że wolność to twoja droga ninja… Że marzysz o byciu niczym nie
ograniczoną, niezależną, że tego żąda od ciebie twoja wilcza natura, życia w
ciągłym ruchu, podziwianiu świata –recytował, a Hei była zdumiona, jak dobrze
pamiętał, o czym zwykli dyskutować, gdy byli jeszcze mali. – Nie znosiłaś smyczy.
W jakiejkolwiek formie. Czy chodziło o twoją przeszłość czy społeczeństwo…
Zawsze żyłaś po swojemu. I nagle zniknęłaś, zaraz po tym, jak się pobraliśmy.
Co miałem sobie pomyśleć?
– Nigdy… Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. To znaczy, jak to mogło
wyglądać z twojej perspektywy… – przyznała Hei, przestając przyglądać się swoim
paznokciom, by zerknąć na męża. Jej niebiesko-czarne oczy patrzyły łagodniej,
niż zwykle. Przez chwilę, bo zaraz znowu zapłonął w nich płomyk agresji. –
Szkoda, że ty nigdy nie wpadłeś na to, jak musiałam się czuć, gdy wszyscy z
twojej przeklętej misji dawno wrócili, a ciebie nie było! – wygarnęła mu,
celując w niego palcem. – Jedyne, co słyszałam, to że załatwiasz jakieś swoje
sprawy…
– Bo tak było…
– Tyle czasu?! – wrzasnęła, przekrzykując gwiżdżący w kuchni czajnik. – I
nie przyszło ci do głowy, żeby jakoś mnie poinformować?! Co JA sobie miałam
pomyśleć, kiedy wszyscy wrócili do domów, prócz ciebie! Też sądziłam, że coś ci
się stało! Jak myślisz, że się czułam?!
You’re
my heart
Upłynął tydzień. Martwiłam się,
pewnie. Wybrałam się do siedziby Anbu i podsłuchałam, że wszyscy członkowie z
oddziału Kakashiego bezpiecznie dotarli z powrotem do Wioski Liścia, ale on sam
pozostał jeszcze w Piasku.
Poczekałam jeszcze chwilę, aż
zdałam sobie sprawę, że upłynął cały miesiąc, a on wciąż o niczym mnie nie
powiadamiał. I dotarło to do mnie. Najwyraźniej on nie traktował tego tak
poważnie, jak ja.
Moje instynkty, nad którymi tyle
czasu już panowałam, odżyły w jednej chwili, tak długo tłumione, bym mogła przystosować
się do innego życia, teraz napierały na wszystkie moje nerwy, łagodząc ból.
Wolności. Tego chcieliśmy najbardziej, ja i wilk wewnątrz mnie: wolności.
Odeszłam, nie zabierając ze sobą niczego, prócz tego przeklętego aparatu, który
tak lubił.
Nigdy nie czułam się winna z
powodu tej kradzieży.
Kakashi podrapał się po karku i wstał, żeby wyłączyć czajnik. Przez chwilę,
podczas której Hei dyszała ze złości, krzątał się po kuchni, zalewając kawę
wrzątkiem i przygotowując dla niej kakao. Gdy wrócił, postawił przed nią
parujący kubek i odezwał się, dopiero gdy zajął swoje miejsce.
– Jak miałem dać ci znać, że wszystko w…
– KONTARAKT! – wydarła się Hei, tracąc cierpliwość i uderzając dłońmi w
blat stolika. – ŁĄCZYŁ NAS KONTRAKT, ZAPOMNIAŁEŚ?! MOGŁEŚ MNIE PRZYZWAĆ W
KAŻDEJ PIEPRZONEJ CHWILI!
– Eee… Ostatnim razem, gdy cię przyzwałem zagroziłaś mi kastracją, jeśli to
się powtórzy… Pamiętasz?
Siedziałem w studiu już od
trzech godzin. Zaciągnąłem zasłony, i zapaliłem tylko jedną, czerwoną żarówkę,
zamieniając je w ciemnie. Tak mnie pochłonęło wywoływanie zdjęć, że zapomniałem
o bożym świecie. Nawet nie wyciągnąłem soczewek, ani nie zmyłem makijażu Sukei.
Jedynie włosy doprowadziłem do zwykłego, siwego porządku, bo już ogarnąłem po
części technikę transformacji. Dziwne, ale nie była to moja mocna strona. Byłem
przyzwyczajony, że dotychczas wszystko przychodziło mi z łatwością. Miałem
świadomość tego, że całkiem utalentowanym ze mnie shinobi. Dlatego trochę z
zazdrością obserwowałem, jak Hei zmienia się w potężnego wilka, a potem z
powrotem w dziewczynę i robi to na zawołanie, a ja miałem trudności w zmienieniu
koloru własnych tęczówek.
Co prawda ona wierzyła, że
ktoś przeszczepił jej wilcze komórki i za żadne skarby nie chciała uznać, że
istnieje coś takiego jak heterochronia, upierając się, że niebieskie oko nie
jest jej. Ja za to byłem pewien, że to jej naturalny dar do transformacji
sprawia, że przemiana przychodzi jej od małego z taką łatwością.
Oczywiście jej przeszłość była
owiana tajemnicą, ale trzymałem się racjonalnych wyjaśnień.
Wyciągnąłem z kąpieli zdjęcie,
które zrobiła Hei. Ostatnio strasznie jej się spodobało fotografowanie. Bardzo
mnie to cieszyło. Czułem się dumny, mogąc przekazywać jej wiedzę na temat
odpowiednich czasów naświetlenia i przysłon, jakie powinna do nich dobierać.
Najbardziej lubiła robić zdjęcia zjawiskom pogodowym. Bardzo się nimi
zachwycała. W każdą burzę wybiegała na zewnątrz, hasając w deszczu, o ile nie
zdążyłem jej powstrzymać. A jak zdążyłem, oglądała nawałnicą z nosem
przyklejonym do szyby. Wszystkie anomalia witała z entuzjazmem, którego nie
powstydziłoby się kilkuletnie dziecko zjeżdżając z największej zjeżdżalni
świata. Śnieg, deszcze, huragan… Nawet jak zatrzęsła się ziemia, ona piszczała
z radości. A to zdjęcie… Było naprawdę dobre. I byłem na nim. Zrobiła je, jak
trenowałem chidori. Było bardzo dynamiczne, a w tle widać było nadchodzącą
burzę. Musiałem natychmiast pokazać jej, jak wyszło.
– Hei! – zawołałem, wiedząc, że
jest u góry. – Złaź tu, szybko!
Potrząsnąłem zdjęciem,
strzepując z mokrej powierzchni kropelki wywoływacza i przeniosłem fotografię
do kąpieli utrwalającej.
– Hei! – krzyknąłem znowu tym
razem trochę głośniej, szturchając zdjęcie bagietką. Zerknąłem na zegarek,
odmierzając czas. Jeszcze dwa razy ją zawołałem, wyławiając fotkę plastikową pęsetą.
Czekałem, odsączając zdjęcie z utrwalacza i mój wzrok powędrował do rozłożonego
na stoliku zwoju z pieczęcią. Niewiele się namyślając, przygryzłem kciuk i
wychyliłem się, by odcisnąć go na pergaminie. Usłyszałem za sobą ciche
pyknięcie, więc wiedziałem, że w końcu się zjawiła.
– Zobacz, musisz to zobaczyć!
– ponaglałem ją, rozwieszając zdjęcie do wyschnięcia. – Widzisz? To ja, gdy…
– Ty idioto. – Usłyszałem za
sobą ponury, nabrzmiały od złości głos i ze strachem obejrzałem się za siebie.
– Och! Przepraszam! –
Natychmiast przyłożyłem dłonie do oczu, ale nie był to dobry pomysł po tym, jak
trzymałem przed chwilą w rękach nasączone chemikaliami fotografie. Oczy zaczęły
mnie szczypać, więc je odsłoniłem z sykiem, znów patrząc na Hei, która stała
przede mną całkiem nago, ociekając wodą i z pianą we włosach.
– BYŁAM TYLKO PIĘTRO WYŻEJ! –
zaczęła na mnie wrzeszczeć. – To chyba nie było, do cholery, konieczne! Czy ja
nie mogę mieć odrobiny prywatności?! Zrób tak jeszcze raz, a przysięgam, że
pożegnasz się z pewnymi strategicznymi częściami ciała! Przysięgam!
– I wziąłeś to na poważnie? Czcze, gówniarskie groźby?
– Jeśli chodzi o strategiczne miejsca, traktuję rzeczy poważnie.
– Z powodu… O rany! Tylko dlatego, że nie znosiłam, gdy mnie przywołujesz,
to nie znaczyło, że miałeś się tym kierować, kiedy chodziło o coś ważnego! Już
nie rób ze mnie potwora! – Zobaczyła żłobienia jakie powstały na blacie pod jej
paznokciami i dodała: – Większego niż jestem.
– Może rzeczywiście powinienem cię wtedy przywołać… – przyznał cicho
Kakashi. – Ale miałem powód. Żeby tego nie robić.
– Lepiej, żeby był dobry. Zresztą, to już nie ma znaczenia.
– Może jednak ma – nie zgodził się Kakashi bardzo pewnym tonem. – Nie
wracałem tak długo, bo natrafiłem na ślady dotyczące twojej przeszłości. Nie
chciałem o niczym ci mówić, póki tego nie potwierdziłem.
Brwi Hei zbliżyły się do siebie.
– Hm, teraz chyba możesz mi powiedzieć… – stwierdziła ostrożnie. – Czego
się dowiedziałeś?
Kakashi miał bardzo poważny wyraz twarzy.
– Tego, jak miałaś na nazwisko, zanim za mnie wyszłaś.
Niechętnie, bo nie lubię ustępować, ale muszę przyznać ci rację, że z muzyką i szablonem, robi to mega wrażenie. Kocham Florence, ta piosenka jest super, kobieta ma potężny głos, pasuje fest dobrze.
OdpowiedzUsuńDalej się nie dowiedziałam tego, co chciałam, dzielnie brnęłam do samego końca, narobiłaś mi nadziei i co? I tak zakręciłaś i skończyłaś w takim momencie~! Jak kolejnego rozdziału nie dasz w ciągu najbliższych dwóch tygodni... tak, grożę ci, jak sobie grabić, to po całości!
No, ale teraz muszę sobie zaskarbić trochę dobroci twojej, bo tak, wiem, mam przesrane. Wiń swojego Nero, bo zachowuje się przy bramie jak emowaty nastolatek i nie chce ze mną współpracować!
Czy będzie chujowe, jak najpierw pochwalę swojego brata? Ekstra ci wszedł Naruto, naprawdę, szczerze, dobrze, że Kakashi go wyrzucił za drzwi, bo tłumaczenie mu całej sytuacji mogłby być trudne, chyba, że Hei jest niesamowicie cierpliwa :D
Do tego Deidara jako gówniarz! Fajnie, że najpierw Hei myślała, że to dziewczyna, on musiał być słodki jak był mały, do końca był kochany <3 Przykro mi, że zginął z ręki tego, kogo ręki zginął, ale cóż, myślę, że później przyjdzie czas na powołanie komitetu obrony Uchihów. :D
No, ale jedziemy dalejw to, co najbardziej chcesz wiedzieć. Jak już mówiłam ci wcześniej, nie jest to przegadane i nudne, nie. Po twoich narzekaniach myslałam, że będzie wiecej dialogów, jakiejkolwiek rozmowy, a tu naprawdę nie ma co być nudne! CIągle coś się dzieje, jest przepychanka, dobry pomysł z przecinaniem tego wspomnieniami, ładnie to powłaziło, nie wiem, dlaczego myślałaś, że jest to przegadane. DO tego naprawdę piosenka robi mega dopełnienie. Fajnie wplotłas ten aparat :) Chyba nie muszę się powtarzać, że tak to ma wyglądać? Że takie jest życie? No. Dziękuję.
Musiałaś urywać w takim momencie? :P Nie mogłaś chociaż skończyć na ujawnieniu tego nazwiska? Mam swoje domysły, musimy to przedyskutować.
Ach, zapomniałabym. Dużo było momentów, które mnie chwyciły za serce, ale najbardziej to:
Usuń"Te duże, okrojone czarnymi obwódkami niebieskie oczy. Teraz puste i martwe.
No light, no light
in your bright blue eyes"
{[nie wiem, czy to tylko mi, czy ogólnie, ale jak zaznaczam tekstu kawałek, to wchodzi mi na szablon.]
OMG OMG OMG! *łapie oddech* OMG! Myślałam, że już nie dożyję.
OdpowiedzUsuń<<"whispered to the wolf: “You can not withstand the storm.”
And the wolf whisperd back: “Storm is in my pack.”>>
W orginale było "I am the storm", ale ta wersja też fajna.
Jak nie lubię Naruta, tak u Ciebie jest znośny.
I te opowieści i biedny Kakashi i Naruciak, co mu ciśnie, że nie stanął na wysokości zadania <3 Tylko ja sie pytam co sie stąło, że ona czekała i się nie doczekała.
"Sasadniso to mie to fali."
Myślałam, że to jakieś zaklęcie. Dopóki 10 razy nie przeczydałam na głos.
"
– Hei! – Zmierzył ją z góry zagniewanym spojrzeniem. – Przecież sama o coś się na mnie wściekasz!
– Faktycznie… – przypomniała sobie dziewczyna, marszcząc brwi i trącając go pięścią w ramię."
Faktycznie...
To było na tym samym poziomie, co Minako na Drodze, która zapomniawszy, że jest kapitanem, wystawała smutno na korytarzu.
Ten tekst wprawiał mnie w dziwną nostalgię i tęsknotę za czymś.
PRzynajmniej dopóki nie napisałaś o odgryzaniu mu ręki.
"Nigdy nie potrafiła spać, czując jasność pod powiekami. Otworzyła oczy, od razu mrużąc powieki. "
Powieki, powiekami.
Wgl. było parę brakujących przecinków i zjedzona literka, ale nie chciało mi się wypisywać.
"
– Myślałem, że porozmawiajmy jak dorośli ludzie."
Zgaduj zgadula, co tu nie pasuje?
"
– No właśnie, wychodzę. Możesz…? – Hei przesunęła w powietrzu rękami, ale Kakashi nie ruszył się z miejsca."
Jej teksty są rozbrajające.
OMG! Jak moglas urwac w takim momencie!!!!!!!!!!!!!!!
No i ten szablon wchodzi na tekst faktycznie i trzeba kopiować cytaty sposobem.
ok, przesunełam jednak troche naszych kochasiow, juz nie powinni przeszkadzac w kopiowaniu tekstu.
OdpowiedzUsuńya, znam oryginal, ale na uzytek kleski (ibardziej do rymu ;D) se sparafrazowalam. albo zmienilam po prostu ;d
no, mam nadzieje ze wyjasnilam co sie stalo ze sie nie doczekala ;D
Noooo w końcu nowy rozdział i to jaki długi , super :D Te sytuacje pomiędzy Kakashim a Hei raz są śmieszne raz są poważne a potem robią się zboczone haha co mi się osobiście podobało , szkoda ze się na nią nie rzucił no ale nie wszystko w drugim rozdziale :D Tekst Naruto ze Kakashi nie wykazał się jako mężczyzna był zajebisty uśmiałam się przy tej sytuacji xd No ale jestem ciekawa co miedzy niby będzie , tylko nie daj nam czekać na kolejny rozdział tak długo :P Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńna tak długo juz nie znikne, obiecuje! ;D
UsuńNo dawaj,dawaj kolejny rozdział czekamy haha :D
OdpowiedzUsuńhe. robi sie ;p powoli ale sie robi xd
Usuńprzyspiesz hehe :D
OdpowiedzUsuńMOJA WERSJA HISTORII KONOHY. Przedstawię alternatywną wersję Wioski Liścia. Jednymi z głównych bohaterów będą Madara i Tobirama. W moim opowiadaniu bohaterów różnych czasów zobaczyć będzie można w jednym miejscu, przeżywających wspólne przygody. Dodatkowo wprowadzone zostaną nowe postacie. Gorąco zapraszam :) http://different-konoha.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń